Co do tego czy taka martwa ewolucja jest możliwa... Sądzę, że u jej podstawy musiałby leżeć proces adekwatny do "żywienia" w "żywej" ewolucji. Nie chodzi tu tylko o pobieranie energii (co w danym przypadku zachodziło zdaje sie za pomoca swego rodzaju baterii słonecznych) ale o wytwarzanie "ciała", czyli wbudowywanie martwych, prostych surowców w te, co prawda nadal martwe, ale jednak w jakimś sensie "żywe" ciała. Lem na ten temat nic nie napisał. Trudno mi to sobie wyobrazić - dlatego, że w przypadku żywej ewolucji było na odwrót - od maksymalnego* uproszczenia - do bardziej skomplikowanych organizmów. Czyli ten problem musiał być rozwiązany "w kołysce", albo życie by nie powstało. Tutaj niejako było odwrotnie, to jest wysoko i co gorsza specjalistycznie zorganizowane maszyny zostały zmuszone do korzystania z ograniczonych zasobów. Nie wiem, czy to możliwe, aby przestawiły sie w efekcie na pobieranie z otoczenia jakichś prostych minerałów itp. Chociaż, zo najmniej raz, był taki przypadek w ewolucji życia - mam na myśli wirusy, które tak się uprościły, ze naukowcy sie spierają, czy są jeszcze żywe. Z którego to powodu słowo "maksymalny" oznaczyłem gwiazdką.
edit: poza tym myślę sobie jeszcze nad aspektem bariery. Na Ziemi nie ma tekiego miejsca, gdzie by nie było "zawleczonego" życia. Tak więc tam, jeśli w oceanie istniało życie że ho-ho, to na brzegu nie było przecież jakiegoś magicznego szklanego klosza. W końcu chmura nie walczyła z bakteriami czy nie wiem - trawą (jakkolwiek ta trawa miałaby tam wyglądać). Powiedzmy, że od jakiegoś poziomu komplikacji "EEG" chmura uważała, że ma do czynienia z potencjalnym zagrożeniem. Zwróćcie jednak uwagę, że nawet u niemowlęcia ten poziom komplikacji "EEG" jest bardzo wysoki - w porównaniuz dżdżownicą (o ile ta ma w ogóle jakieś EEG). Tym większy musiałby być u tylko częściowo "cofniętego" człowieka. (Np chodzić umieli). Poza tym po co sie męczyc wytwarzając jakieś super pola magnetyczne, kiedy wiadomo, że takiego zwierzaka, każdego przecież, wystarczy pod AC230V podłączyć i po kłopocie. W końcu chmura była produktem długotrwałej ewolucji, a więc po pierwsze, w imię ograniczania kosztów - czym ewolucja zawsze sie kieruje - najpierw powinna wpaść na to, że zneutralizować obce EEG mozna znacznie łatwiej, a w drugim ruchu dojść do wniosku, że zajmowanie się futrzakami w ogóle do niczego, ani dobrego, ani złego nie prowadzi, więc jest całkowicie zbędne, czyli stratne. Ani chmura ich nie mogła zjeść, ani one by się tymi glazurowanymi kryształkami nie wykarmiły. Tego typu gatunki, nie konkurujące ze soba na żadnym froncie zwykle koegzystuja na jednym terytorium, często się w ogóle nie zauważając.
Przyszła mi też do głowy teza taka, że czarne kryształy koegzystowały z jakimiś np bakteriami, które na drodze chemo czy fotosyntezy w tych drucianych zaroślach wytwarzały na jako produkt uboczny swojego metabolizmy jakieś bardziej dla maszyn strawne komponenty - zdaje się że za pomocą odpowiednich bakterii można np. żelazo z rudy wydobyć.