Autor Wątek: no nie mogę...  (Przeczytany 595697 razy)

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #600 dnia: Listopada 16, 2014, 07:09:59 pm »
Ciekawe, całkiem serio. Najciekawsza jest oczywiście zlinkowana w artykule praca:
http://www.pnas.org/content/111/45/16106.abstract

Przy czym intuicje na ten temat już się pojawiały. Ot, mieliśmy różne startrekowe ogłupiające infekcje:
http://en.memory-alpha.org/wiki/Polywater_intoxication
http://en.memory-alpha.org/wiki/Beta_XII-A_entity

A także - traktowane w kategoriach politycznej ironii - wirusy zaczadzenia ideologicznego u Oramusa:

"- Panie Barbitter, czy moja przesyłka wraz z listem dotarła do pana?
- A jakże. Gratuluję, panie Quiston, czystej roboty. Dumny jestem, że właśnie panu udało się ostatecznie wykończyć tych sukinsynów. Tutaj nie zaczynaliśmy żadnych badań, odbiłem sobie tylko pański list. Akurat szedł wahadłowiec ewakuacyjny na górę, wstrzymałem nieco odlot, żeby wsadzić tam swojego kuriera. Przekazałem też trochę własnych sugestii. Mieliśmy niewąskie szczęście, wahadłowiec dostał się pod ostrzał, ale dotarł. Natychmiast potem zamknięto ostatnie korytarze. Przez radio dostałem potwierdzenie o przejęciu przesyłki. Wie pan, co zawierała?
- No... zegarek, który przeciekał.
- Wraz z wodą z basenu dostały się do zegarka kilkukomórkowe pierwotniaki. Do końca życia nie przestanę błogosławić Stanleya za jego rozmiłowanie w tandecie. Orientuje się pan, jak zbudowane są takie zegarki? Jeden scalak, bateria, cyfrowy wskaźnik na płynnych kryształach. Wszystko. Kiedy zalała to woda, całość oczywiście nawaliła, ale niewielkie pole magnetyczne utrzymało się i zdezorientowało pierwotniaki.
- Chce pan powiedzieć, że miały one zmysł magnetyczny? A może to formy inteligentne, z którymi należałoby negocjować?
- Niech pan jeszcze przez chwilę powstrzyma się od kpin. W laboratorium fachowcy wydobyli je za uszy i zaczęli badać. Niektóre przetrwały w stanie utajonym, bo część wody odparowała. Panie Quiston, to rewelacja.
- Nie widzę w tym nic rewelacyjnego.
- Bo pan jeszcze nic nie wie. Pamięta pan swoją wizytę u mnie przed odjazdem? Proponował pan wtedy, żeby tak potwonka... do wanny z helem... - Czekał, chyba na potwierdzenie, lecz Quiston zawzięcie milczał. — Nie docenił pan konkurencji. Znaleźli się tacy, którzy wcześniej wpadli na pański pomysł... i zrealizowali go w nieco uproszczonej wersji. Pan chciał bodaj ucinać głowy - oni zwabili potwonka nad wannę z ciekłym helem... czy z azotem, nie pamiętam dokładnie... po prostu wpakowali go do cieczy gazowej. Głową w dół, ma się rozumieć. Niech pan, broń Boże, nie myśli, że entuzjazmuję się tym albo uważam ten wyczyn za wielkie osiągnięcie ludzkości. Tak nas przycisnęło, żeśmy musieli odwołać się do ostateczności. Mechanizm oczywiście zainicjował rozpad, ale gaz zmroził wszystko błyskawicznie. Nie będę pana wtajemniczał w dalsze szczegóły, wielu rzeczy po prostu nie wiem, w każdym razie wyosobniono ten twór i rozebrano, zdejmując warstwę po warstwie. Panuje zgodność, że jest to coś o wielkim stopniu komplikacji, co wykonuje operacje logiczne. Taki jakby dodatkowy układ sterowania, demontowany naszemu pokładowemu komputerowi.
- Komputerowi? - zdumiał się Quiston.
- No, mózgowi. Co się z panem dzieje? Twór ten składa się z części bardziej elementarnych, z których każda pełni określoną rolę, zależnie od specjalizacji. Najważniejsze są biologicznymi mikroprocesorami o wielkiej skali integracji. Nareszcie ich dopadliśmy. Teraz niech pan uważa: komórki pobrane z mózgu potwonka, z tej narośli, i pierwotniaki z zegarka Stanleya to podobno jedno i to samo. Rozumie pan?
Quiston usiłował się skupić. Sens słów Barbittera przebijał się doń bardzo opornie.
- I teraz niech pan uważa: w tym basenie, w wodzie, musiało zostać rozpuszczone to plugastwo. Pan naprawdę się tam kąpał? Dobrze się pan czuje?
- Niedobrze - powiedział suweren. Barbitter musiał go nie dosłyszeć, bo tokował dalej z poprzednim zapałem:- Sformułowano już kilka teorii całościowych. Opowiem panu tę, którą sam wyznaję. Hoam wyhodowali te pierwotniaki, takie żywe tranzystory, co ja gadam, nie ma porównania, jeśli chodzi o możliwości i skalę komplikacji. Raczej żywe mikroprocesory albo jeszcze gorzej. Każdy taki elektroniczny pantofelek może egzystować samodzielnie, ale przeważnie łączy się z innymi w układy. To ci dopiero, co? Niech pan pomyśli, co można wyprawiać z takimi bio-chipami. Ciarki mnie przechodzą. Hoam, posługując się nimi, produkowali potwonki. Z początku umieszczali budulec w mózgu mechanicznie, metodą głębokich zastrzyków. Ostatnio zarzucili ją jako zbyt łatwo wykrywalną. Wyhodowali bio-chipy, które można wypić albo wchłonąć, na przykład przez błonę śluzową. Wtedy one, powodowane jakimiś cholernymi tropizmami czy taksjami, dążą z krwią na miejsce przeznaczenia, tam wysiadają i dopiero tworzą układy. Nakładają się warstwami zgodnie z zakodowanym planem, aż budowa zostanie zakończona. Trwa to prawdopodobnie do kilku dni. Zaczęto już doświadczenia na myszach. Żeby pan wiedział, jak to idzie! Praktycznie każdy dzień przynosi nowe rewelacje. Teraz niech pan dobrze uważa: klucz do wszystkiego utopiony był w wodzie. Ściśle mówiąc w basenie. Pan go wydobył i dostarczył, ludzkość będzie panu wdzięczna."


A potem:

"Kolejny wstrząs Skrzeczowąs zawdzięczał rewelacjom na temat potwonków, bio-chipów i całej reszty. W tym czasie każdy bardziej rozgarnięty mieszkaniec Europy-7znał na pamięć teorię rozwoju elektronicznych pierwotniaków. Skrzeczowąs wiedział na przykład, że na pewnej planecie, której ciągle poszukiwano, ewolucja poszła dwiema drogami. W bulionie pierwotnym było tam sporo związków krzemu, germanu, selenu i tak dalej, ogólnie: półprzewodników. Żywe organizmy, które z czasem powstały, wykształciły na podstawie tego surowca zmysły elektroniczne, których sprawność zależała od tempa obróbki informacji. Wzrastająca specjalizacja doprowadziła do podziału tamtejszej fauny: jedna odnoga dała „normalny" świat zwierzęcy, druga - elektroniczne pierwotniaki, które łącząc się w kolonie tworzyły coraz bardziej skomplikowane układy logiczne. One też jako pierwsze doprowadziły do „wyprodukowania" inteligencji. Dysponując wielką mocą obliczeniową, a prawie żadną - wykonawczą, bio-chipy nauczyły się żerować na przedstawicielach drugiej odnogi, wpływając w coraz większym stopniu na ich indywidualne zachowanie. Ta szczególna forma parazytyzmu zablokowała rozwój „wielkich a głupich", podporządkowując ich z czasem „mikrym a mądrym".
Początkowo pasożytowanie bio-chipów sprowadzało się do wczepiania kolonii w skórę żywiciela i podróżowania wraz z nim. Sprytne pierwotniaki rychło odkryły drogę bardziej skuteczną: przenikały do centrów nerwowych żywicieli i wpływając na przepływ informacji nauczyły się sterować prymitywami zgodnie z własnym widzimisię. Opanowały także trudną sztukę wstrzemięźliwości, warunkującą przetrwanie. Zajeżdżenie żywiciela, co było bajecznie proste, powodowało likwidację całej kolonii. We własnym interesie nauczyły się więc regulować własne potrzeby.
Tak utrzymywała jedna szkoła badaczy. Inna stwierdzała kategorycznie, że bio-chipy nigdy nie dorobiły się inteligencji w ludzkim rozumieniu tego słowa. Świat realny był dla nich dostępny pośrednio, w sposób ułomny; zbliżały je doń najpierw zdominowane okazy miejscowej fauny, potem różne rasy kosmiczne, w które przesiadały się w miarę wzrastania promienia ekspansji. Możliwe więc, że intencje ich same w sobie nie były dobre ani złe,że zło wyrządzały niejako mimowiednie, nie znając innego sposobu dostępu do tajemnic świata, jak tylko przez czyjeś zmysły. Bez radykalnego sprzeciwienia się własnej naturze nie potrafiły postępować inaczej. Wyrzec się starych metod ani mogły, ani chciały. Można pałać odrazą do tasiemca, lecz cóż on sam zawinił, że tak go ukształtowały ewolucyjne mechanizmy? Za miarę własnych działań bio-chipy obrały skuteczność, gwarantując zaanektowanym pewne minimum środków. Ludzkość na własnej skórze przekonała się, że nie byli to hojni szafarze. Wykorzystanie istot rozumnych z różnych planet mieli rzekomo za równie naturalne jak my - eksploatację rud czy innych konkrecji.
Fakt, iż nie odkryto rodzimej planety bio-chipów, uniemożliwiał zweryfikowanie tych poglądów. Zakładano, że opuściły ją tysiące, może miliony lat temu, przeskakując z planety na planetę, z układu w układ. Ta nowa wersja panspermii nie wszystkim była w smak. Świat naukowy pogrążył się w sporach, z których dla zwykłego zjadacza ciasta niewiele wynikało. Rozpętały się także dyskusje, czy uprawnione jest przenoszenie bio-chipów do organizmów żywych istot, niekoniecznie obdarzonych wysoką inteligencją. Radykałowie domagali się wypalania każdego śladu tego diabelstwa, ich adwersarze argumentowali korzyściami, jakie wkrótce z zagospodarowania bio-chipów odniesie ludzkość oraz rasy zaprzyjaźnione. Jak zawsze stały za tym wpływy i pieniądze.
- Więc jak to? - zachodził w głowę Skrzeczowąs. -Przez sto lat nie okupował nas nikt? Dlaczego nikt nie usiłował tego sprawdzić? Nadzorowali nas podobni do nas nieszczęśnicy, a resztę roboty ochoczo wykonywaliśmy sami? - Jego umysł trzeszczał w szwach, usiłując przeniknąć ten paradoks.
Najbardziej przygnębiające sądy na ten temat wyszły od Mirry, nowego guru suwerenów, którzy, fetując sukces Quistona, traktowali go jako zwycięstwo nie tyle człowieka, co doktryny. Liczba nowych adeptów szła w setki tysięcy, życie zwykłego śmiertelnika wśród chmar suwerenów stawało się nie do zniesienia. Mirra wskazywał, iż podatność ras na skurwienie jest stałą kosmiczną, skoro metoda bio-chipów sprawdziła się tylekroć, w różnych zapewne warunkach, i przetrwała tysiąclecia. Wyglądało na to, że rozumne istoty wolą narzucić sobie daleko idące ograniczenia w imię spokoju, ciepełka, wygody niemyślenia i niedziałania - niż choćby przekonać się, czy zagrożenie utrzymuje swój realny charakter. Owa „niewola na wiarę" brać się miała z przemożnego wpływu instynktu samozachowawczego, czyli - mówiąc prostacko - tchórzostwa, co także miało być normą nie tylko ziemską. Instynkt ten, gdy dominuje, prowadzi nie ku ocaleniu, a właśnie przeciwnie - do zagłady. Etycy gadali o imponderabiliach, etolodzy o woli przetrwania, szaleni lingwiści i komputerolodzy nie ustawali w próbach porozumienia z cywilizacją bio-chipów, bo i tak je określano."

"Dzień drogi do Meorii"

I - ostatnio - Pilipiuka:

"- Socjalizm to epidemia!
- Epidemia?! - powtórzył Dzierżyński. - Co masz na myśli?
Siedzieli w gabinecie dowódcy WCzK, za oknem miękko prószył śnieg. Przyjemne zimowe przedpołudnie. W kominku dobrze napalono, obsługa przyniosła herbatę, bardzo dobrą, pewnie ze skonfiskowanych jakiemuś arystokracie zapasów. Lekarz chwilami prawie zapominał, że ich rozmowa to dialog skazańca z katem.
- Jeśli naniesiemy na mapę Europy wszystkie miejsca, gdzie w ciągu ostatnich kilku miesięcy wybuchły rewolucje lub powstania proletariatu, otrzymamy...
- Czekaj. - Dzierżyński powstrzymał lekarza gestem. Z szafy wyciągnął atlas. - Rysuj. - Podał wieczne pióro.
- Zaczyna się tu, w Petersburgu i w Moskwie. - Skórzewski zaznaczył dwa kółka. - Potem mamy Mołdawię, Węgry oraz dość odległy Ural. Następnie Berlin, Bawaria, Włochy...
- Coś jakby spirala?
- Raczej kręgi, jak od kamienia rzuconego w wodę. Uderza w taflę, wzbija falę i nieco kropli. Te padające wokoło tworzą fale wtórne...
- Rozumiem.
- Im dalej od centrum, tym rewolucje słabsze i szybciej tłumione - Skórzewski dokończył swój wywód.
Krwawy Feliks przespacerował się po gabinecie.
- Nie mają kontaktu z nami, brak im pieniędzy, kadr... Więc i szybciej władza upada.
- Wierzy pan w to? Wszyscy wiedzą, że Lenin wyekspediował miliony w złocie do Szwajcarii. Wszystkie grupy rewolucyjne otrzymały bardzo podobną pomoc. Wszędzie dotarli wasi emisariusze. Wszędzie byli i miejscowi marksiści, gotowi w każdej chwili chwycić za broń. Tylko że...
- Masy! - przerwał mu Dzierżyński. - Tu, w Petersburgu, przechwyciliśmy władzę, bo poparła nas ulica! Tam ludzie w mniejszym stopniu poszli za czerwonym sztandarem.
- Tak. Zwykły opór, konserwatyzm i zdrowy rozsądek społeczeństwa zdusił w zarodku wasze plany. I to właśnie podpowiedziało mi rozwiązanie tej zagadki. Jeśli dokładnie przeanalizujemy mapy, zauważymy, że wokół na przykład Berlina też doszło do kolejnych słabszych wystąpień. Jakby dodatkowe kręgi. Coraz słabsze.
- Dobra. Przejdźmy do konkretów.
- Identycznie przebiegała niedawna epidemia grypy. Rozchodzące się kręgi zachorowań. Wirus się zdegenerował, stracił zjadliwość.
- Zaraza... To niemożliwe!
- To jest epidemia. - Skórzewski popatrzył mu prosto w oczy. - Bakcyl rewolucji, czerwona gorączka.
- Co ty bredzisz?!
- Wasza ohydna idea jest nie do zaakceptowania przez normalnego, zdrowego człowieka. Przyswoić ją może jedynie osobnik zakażony. Człowiek, którego mózg pracuje inaczej niż u zdrowego.
- To musi być przypadkowa zbieżność.
- Nie. To już raz nastąpiło. Pamięta pan, jak to było podczas rewolucji francuskiej? Wybuchła w Paryżu, ale im dalej od miasta, tym oddziaływanie słabsze. - Otworzył atlas na mapie Francji i znowu zaczął rysować kółka. - Tam, gdzie dotarły grupy inicjatywne, wybuchły powstania, ale prowincja nowinki rewolucyjne przyjmowała z tym większym oporem, im dalej i im później dotarli na nią piewcy nowego porządku. Wreszcie była Wandea - zakreślił wskazany obszar - gdzie rewolucja w ogóle nie zdołała zapuścić korzeni, tam wprowadzono ją siłą i dopiero po rzezi tysięcy autochtonów...
- Jak to wyjaśnić?
- Rewolucja wybuchła jesienią po trzech kolejnych latach nieurodzaju. Ludzie w miastach byli niedożywieni. Wandea to okręg rolniczy, jedne z najżyźniejszych ziem Francji. Człowiek syty jest odporniejszy na wszelkie zakażenia. A może było jeszcze inaczej? Drobna odmienność fizjologii. Inne pochodzenie wystarczyło, by posiadali naturalną odporność. Zresztą sami wiecie, jak to wygląda tutaj. Wasze idee radośnie podchwycili Żydzi i Łotysze. Lenina chroni pewnie ze czterystu Chińczyków. Rosjanie okazali się odporniejsi, tysiące z nich uciekło walczyć w oddziałach białych. A Polaków w waszych władzach jest niewielu.
- A zatem istnieje bakcyl wywołujący rewolucję. A raczej sprzyjający rewolucji.
- Specyficznej rewolucji. Rewolucji, która daje możliwość rozładowania agresji. Która w zbiorowych gwałtach i upadku moralności daje możliwość zaspokojenia znacznie podwyższonego popędu seksualnego. Ludzi cierpiących na czerwoną gorączkę raczej nie namówicie do czynienia pokuty w klasztorach, choć kto wie czy nie poszliby na krucjatę przeciw niewiernym. Tak jak na Ukrainie. Macie tam niewielkie poparcie, ale ten kraj uległ zakażeniu, tylko że ktoś je wykorzystał, by rzucić hasło pogromów Żydów i bolszewików. Myślę, że ten bakcyl pojawia się na ziemi już po raz kolejny. Najazdy Scytów, Hunów, Wandalów, nagła i niewytłumaczalna eksplozja islamu, wojny religijne XVI i XVII wieku, Francja...
- Ale to była burżuazja!
- Ta choroba nie wywołuje socjalizmu. Po prostu wasza idea przypadkiem idealnie zgrała się z kolejną falą zachorowań. W wyniku choroby, wskutek uszkodzenia mózgu, powstaje nowy byt. Człowiek, który nie czuje miłości, współczucia, wyrzutów sumienia, dla którego zaspokojenie instynktów i żądz staje się najwyższym prawem, który odczuwa przemożną chęć barbarzyńskiego niszczenia, palenia, gwałcenia, torturowania, mordowania. Istota człekopodobna, chłonąca całkowicie bezkrytycznie kłamstwa głoszone przez tych, którzy krzyczą najgłośniej. Wszystkie te cechy występują u was i waszych sojuszników. Wszystkie te cechy są typowe dla socjopatów, u których nie działają hamulce, jakie zbudowały pospołu ewolucja i cywilizacja.
Dzierżyński milczał.
- Czy to pewne? - zapytał wreszcie. - Profesor rozkroił kilkanaście mózgów, czy w jego preparatach znalazłeś bakterię odpowiedzialną za tę chorobę?
- To nie jest bakteria. To wirus.
- Wirus... Czym różni się od bakterii?
- Wielkością, a może też innymi cechami. Tak nazywamy roboczo czynnik chorobotwórczy wielokrotnie mniejszy od bakterii. Zbyt mały, by udało się go dostrzec przy użyciu naszych mikroskopów.
- Skąd zatem wiecie, że istnieje?
- Udało się oznaczyć jego przypuszczalną wielkość przy pomocy membran z mikroporami i eksperymentów na zwierzątkach doświadczalnych. Wiemy, przez jakiej wielkości otwory jest w stanie przeniknąć. Na przykład influencę wywołują właśnie wirusy.
- Rozumiem... Czyli niepodważalnych dowodów nie ma?
- Nie. Może jeśli kiedyś zdołamy opracować metody pokazujące, jak działa umysł, jeśli dowiemy się, które grupy neuronów za co odpowiadają, będziemy wiedzieli, gdzie to uderza. Na razie jedno wydaje się pewne. To nie zabija komórek kory mózgowej, a jedynie zmienia ich właściwości.
- Mówiłeś, że zjawisko słabnie, że im dalej od centrum zarazy, tym zachorowania są rzadsze, a przebieg choroby lżejszy... - Dzierżyński nabił fajkę i zapaliwszy, zaciągnął się dymem. - Co będzie dalej?
- Najbardziej prawdopodobne są dwa scenariusze - odparł Skórzewski. - Po pierwsze, czerwona gorączka może atakować jak grypa. Będzie przychodzić do Europy falami mocniejszymi i słabszymi, w zależności od odmiany wirusa, który ją powoduje.
- A po drugie?
- Może się rozpełznąć jak na przykład wywoływany przez bakterie syfilis.
- To znaczy?
- Gdy marynarze Kolumba przywlekli go z Ameryki, pierwsza fala była potwornie zjadliwa, choroba w ciągu kilkunastu miesięcy posyłała ludzi do grobu. Zaraza rozprzestrzeniała się też w bardzo szybkim tempie. Potem stopniowo osłabła, aż stała się przewlekłą dolegliwością, która potrzebuje całych dziesięcioleci, aby zabić swojego nosiciela. Może bakcyl osłabł z czasem, a może wybił wszystkich bardziej wrażliwych i pozostali przy życiu ci częściowo odporni. Wydaje mi się, że mamy do czynienia z wariantem pierwszym. Kolejne fale zachorowań, ale stany są chroniczne. Tylko nie wiem, czy wirus jedynie niszczy mózgi, czy też zostaje w nich jako stały rezydent.
- Innymi słowy, w drugim przypadku, jeśli nasza rewolucja to coś w rodzaju trypra...
- Tak czy siak, niebawem straci tempo. Ale wasza idea przez kolejne dziesięciolecia będzie miała w Europie i na świecie odpowiednią liczbę nosicieli. Komunizm będzie się degenerował wraz z bakcylem, lecz jednocześnie ogarniał coraz większą liczbę ludzi.
Dzierżyński milczał długą chwilę, jakby coś rozważając.
- Czy to jest uleczalne? - zapytał wreszcie. - Czy byłbyś w stanie wyleczyć na przykład mnie?
Skórzewski pokręcił przecząco głową.
- Na obecnym etapie rozwoju medycyny jest to niewykonalne. Może nowe, silniejsze leki, które zostaną wynalezione w ciągu następnych dziesięcioleci...?
- A szczepionka? Da się przed tym zabezpieczyć?
- Nie wiem. Nie sądzę. Może kiedyś się uda taką opracować, gdy nowe, ulepszone mikroskopy pozwolą nam wykryć wirusa i poznać jego budowę.
- Dobre warunki życia z pewnością wzmacniają odporność. A zatem będziemy głodzić każdy lud, który znajdzie się w zasięgu naszych rąk - syknął Dzierżyński jakby do siebie. - Zgnoimy arystokratów, burżujów, inteligencję...
- Wiem - burknął Skórzewski. - Słyszałem o obozach pracy.
- To za mało! - Wszechwładny dygnitarz skrzywił się. - Zagłodzimy ludzi w miastach i we wsiach. Uczynimy polem walki każdy zakątek zajętego terenu. A resztę niech zrobi za nas ten zdumiewający bakcyl. Tak czy inaczej, wszystko zależy od pośpiechu.
- Nie uda wam się. Zawsze pozostaje wrodzona odporność. Zawsze będą ludzie zdolni oprzeć się zakażeniu.
- Tych, którzy wykażą się wrodzoną odpornością, wymordujemy... Jak w Wandei. Tylko szybciej i dokładniej!
W milczeniu przeszedł się po gabinecie. Potem popatrzył na swojego więźnia.
- Dni są krótkie - powiedział - ale mrozy chwyciły mocne. Lód powinien utrzymać ciężar człowieka.
Skórzewski pytająco przechylił głowę.
- Wypuszczę cię. Jednak w Petersburgu zostać nie możesz. Jedyna droga ucieczki to zamarznięta zatoka. Przejdziesz nocą po lodzie. - Rzucił doktorowi mały kompas na łańcuszku.
- Dlaczego?
- Z wdzięczności. Uświadomiłeś mi, że znajduję się po właściwej stronie. Wśród tych, którzy zwyciężą."


"Czerwona gorączka"

Przy czym bardziej przerażające od wszelkich możliwych teorii spiskowych i politycznych (nad)interpretacji jest to, że już sama tzw. Matka Natura nasz gatunek ogłupiała... Pocieszające zaś, że gdzie choroba, tam może być i lek.
« Ostatnia zmiana: Listopada 16, 2014, 07:29:43 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #601 dnia: Listopada 16, 2014, 09:38:54 pm »
Królu Złoty, ten pan na "P" ma fantazję co się zowie!
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #602 dnia: Listopada 16, 2014, 10:02:46 pm »
W końcu Wędrowycza wymyślił... ::)

http://wojslawice.fm.interia.pl/zabojca.htm
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #603 dnia: Grudnia 04, 2014, 02:35:05 pm »
Jarosław Kaczyński jest bardzo stabilnym politykiem - widać to na tym filmie gdzieś po 50-tej sekundzie :) .
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

NEXUS6

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2878
  • MISTYK WYSTYGŁ, WYNIK: CYNIK
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #604 dnia: Grudnia 05, 2014, 05:52:37 pm »

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #605 dnia: Grudnia 05, 2014, 07:04:47 pm »
Ciebie to śmieszy?
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

NEXUS6

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2878
  • MISTYK WYSTYGŁ, WYNIK: CYNIK
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #606 dnia: Grudnia 05, 2014, 07:33:02 pm »
Czemu pytasz?

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #607 dnia: Grudnia 05, 2014, 07:40:54 pm »
Czy odpowiedź będzie się różniła zależnie od tego, dlaczego pytam?
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

NEXUS6

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2878
  • MISTYK WYSTYGŁ, WYNIK: CYNIK
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #608 dnia: Grudnia 05, 2014, 08:00:50 pm »
Byc to moze  :)

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #609 dnia: Grudnia 05, 2014, 08:57:04 pm »
To nie było pytania.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

NEXUS6

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2878
  • MISTYK WYSTYGŁ, WYNIK: CYNIK
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #610 dnia: Grudnia 05, 2014, 10:37:20 pm »
Eeee... myslalem, ze sie rozwiniesz.
Odpowiadajac: Malo co mnie nie smieszy w zwiazku z tymi wyborami, a choinka do rzeczy smieszacych mnie nalezy. Na pewno bardziej niz nietanczacy Kaczynski.

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #611 dnia: Grudnia 06, 2014, 01:04:16 am »
... już patrzeć na to co wyprawiają spamboty (SiennaKnowles, peernSila, unopeSuho, swetsSyno, fruitleTadd, MyroidaTali, BurgyTopa, PsypemoTret, exibeVail) na Forum in English.

Zdaje się, że bez skrzata się tu nie obejdzie...
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #612 dnia: Grudnia 06, 2014, 08:51:58 am »
Nex, ugryzłem się w język, ale skoro drążysz - to co wstawiłeś jest dla mnie w dwójnasób obrzydliwe, po pierwsze z powodu kontekstu (Świąt Bożego Narodzenia) a po drugie z powodu insynuacji personalnej w tym obrazie zawartej.

P.S. Q rzeczywiście jakaś szarańcza. Pousuwałem to, poinformowałem też naczalstwo.

P.S.2 Pewnie to fake, ale jeśli prawda, to gość powinien dostać nobla ;) .
« Ostatnia zmiana: Grudnia 06, 2014, 03:48:27 pm wysłana przez maziek »
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

NEXUS6

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2878
  • MISTYK WYSTYGŁ, WYNIK: CYNIK
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #613 dnia: Grudnia 07, 2014, 11:52:36 pm »
Ee, dramatyzujesz, Maziek :))  Ale nie bede sie klocil, z humorem jak z perfumami, kazdemu co innego sie podoba.
Z tym telewizorem to reklama. LG ma takie jajcarskie.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 07, 2014, 11:54:26 pm wysłana przez NEXUS6 »

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #614 dnia: Grudnia 08, 2014, 09:18:32 am »
Uważam, że obiektywnie to co wkleiłeś jest niestosowne w kanale publicznym.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).