Autor Wątek: no nie mogę...  (Przeczytany 610510 razy)

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13408
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #900 dnia: Grudnia 18, 2016, 08:48:17 pm »
Mocno się zastanawiałem, czy tu, czy do wątku jakiegoś bardziej pogrzebowego, ale ostatecznie staram się mieć pogodny stosunek do życi. Ten, co ja, życia.

Tak więc dnia przedwczorajszego, wracając ciemną nocą przez nieoświetloną wieś, dom od domu co 100 m, mimo dostosowania prędkości do obowiązującego ograniczenia w terenie zabudowanym, zabiłem kota. Kot, oczywiście bury, szedł w kierunku, w którym jechałem poboczem i nie wiedzieć czemu sekundę nim go trzepnąłem odwrócił się nagle, błysnął ślepiami i wskoczył pod koła. Mimo depnięcia na hamulec posłyszałem tylko głuchy odgłos farfocli bryzgających na zmrożony asfalt. Struty i zmarkotniały jechałem dalej, aż około 2 km dalej (jak sprawdziłem potem na google maps) czepiła się mnie myśl, że może to głupie bydle, które jak wiadomo zatłuc można tylko młotkiem na twardym podłożu, niestety nie zginęło mimo rozjechania, tylko kona w męce a ja, będąc w tej chwili jedynym na pewno obecnym panem bogiem, pozwalam na to. Zawróciłem wobec tego, nie wiem, czy kierowany ta właśnie myślą, czy raczej nadzieją, że truchła na asfalcie nie będzie, że łomot i wyczuty skok koła było raczej moją imaginacją w nagłym zdenerwowaniu, a bydle lekko praśnięte zwiało dawno i liże się na węglu u gospodarza. Niestety truchło leżało na przeciwległym pasie, czyli tym, którym teraz jechałem, przejechałem po nim biorąc go między koła, jak widziałem uczynił to samochód przede mną.

Jechałem dalej przez wieś, pogrążony w rozmyślaniach, aż znów czepiła się mnie natrętna myśl, że jednak powinienem wysiąść i sprawdzić. Zawróciłem wobec tego w odległości półtora kilometra od miejsca wypadku i wróciłem jeszcze raz. W międzyczasie jak widziałem, okrakiem po kocie przejechał kolejny kierowca. Zatrzymałem się. Leżał na boku. Zaświeciłem latarkę. Zobaczyłem żywe, patrzące na mnie oczy i jak mi się zdawało kałużę krwi wokół pyska. Piszę o tych kilometrach, bo wynika mi, że od uderzenia do tej chwili musiało minąć jakieś 10 minut, przez które ten nieborak leżał bezwładnie na środku drogi i przejeżdżały po nim samochody, w tym mój.

W zaistniałej sytuacji postanowiłem go zabrać do weterynarza w celu uśpienia. Położyłem go na przednim siedzeniu obok siebie, włączyłem światło i delikatnie drapałem za uchem, żeby nie miał najgorszych ostatnich wspomnień. Wyglądało, że kituje, bardzo szybko i płytko oddychał seriami, z przerwami pomiędzy. Do weterynarza miałem z 10 minut jazdy i jak dojeżdżałem, dźwignął się z boku przednią częścią ciała (tylne łapy sparaliżowane) do pozycji półsiedzącej, ale opadł po chwili z powrotem.

Wziąłem go pod pachę, na szczęście nikogo już nie było w kolejce. Położyłem na stole operacyjnym. Leży, płytko dyszy jak w samochodzie. Ale patrzę, delikatnie rusza ogonem. No to myślę sobie, rdzeń kręgowy nieprzerwany. Pan weterynarz maca, słucha, zagląda w zęby i oczy, a kot z każdą chwilą się otrząsa, pod koniec badania siedzi i mruczy. Nie ma śladu krwi - dochodzę do wniosku, że ta "kałuża krwi",  którą po ciemku widziałem, to był wychuchany przez niego szron na asfalcie. No dobra, czy robimy zdjęcie - no pewnie że robimy (kot, rozumiecie, nie był ubezpieczony). Kot zaczyna współpracować, pomaga rozciągnąć się pod aparatem RTG i mruczy jak najęty. Chwila oczekiwania - brak złamań ani innych uszkodzeń wewnętrznych.

No dobra, jakie są moje plany, pyta pan weterynarz. Hm, w tym stanie nie odstawię go na miejsce, bo może jest w szoku i zdechnie z zimna. To wezmę go na noc do domu, a rano odwiozę. OK, mówi wet, tylko zalecam całkowitą izolację od pańskich kotów, bo nie wiadomo co ten buras na sobie i w sobie nosi.

I tak, skracając oczywiste w tej sytuacji następstwo wydarzeń - mam czwartego kota, po tym jak dwa miesiące temu przypałętała się trzecia kociczka :) . Jedno jest pewne - wspominając głuche uderzenie i dreszcz, który przeszedł przez dwutonowy samochód - kota, żeby zabić, to naprawdę młotkiem na twardym podłożu :) .



Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

miazo

  • Juror
  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 438
  • Ken sent me.
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #901 dnia: Grudnia 18, 2016, 09:12:34 pm »
Niezłe story... Rad byłbym także zobaczyć normalne jego zdjęcie. :-)

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #902 dnia: Grudnia 18, 2016, 10:22:35 pm »
Brawo. Szacun. Chyba też bym tak zrobił, choć tak pięknie nie potrafiłbym opisać...
Ty, a czyje zdjęcie (ten bronet wieczorową porą) jest w kocich wątpiach?
R.
pjes: to kocia suczka czy kawaler?
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #903 dnia: Grudnia 18, 2016, 10:39:56 pm »
Też się wzruszyłem.
Co pośrednio potwierdza postawioną mi diagnozę. ;)
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13408
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #904 dnia: Grudnia 18, 2016, 10:43:00 pm »
Samiec pełną gębą. Zdjęcia dam, ale póki co jest sytuacja, stare koty założyły klub i ubezpieczają teren komunikując się syczeniem i warczeniem, a ten chyba obolały śpi na okrągło z przerwami na jedzenie. Pies udaje przezornie, że tu nie mieszka. Co do kiszek to pewno myszy :) . Szacun dla małżonki, nie dla mnie. Ona ponosi głównie. Ja tylko rozjechałem.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #905 dnia: Grudnia 18, 2016, 11:10:16 pm »
Jesteś Wielki. Za te zachody, zakręty, zawroty, starania i weterynaryjne koszta - Pan Bóg, który daj wieczne życie dobrym zwierzętom, wszystko Ci wybaczy. Ja mogę w podzięce wyprać Twą pokocią tapicerkę u najlepszego samochodowego czyściciela w stolicy.
Dobranoc :-)
R.
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16098
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #906 dnia: Grudnia 19, 2016, 12:25:22 am »
Kociak miał wielkie szczęście - raz, że to przeżył. Dwa - że w efekcie na dobrego opiekuna trafił.

A mnie jak to czytałem naszła ochota opowiedzieć historię o ratowaniu gołębia, czyli randce z b. niecodziennym zwrotem akcji. Dodam, że też przeżył. I - po rehabilitacji w warszawskim Zoo - pod dobrą opiekę trafił.

Było to tak... Zeszłe lato. Jedziemy sobie z jedną panią na spacerek i widzimy gołębia na drodze. Wyglądał na zabitego, przejechaliśmy nad nim nawet. Obracam się zobaczyć - z takiej głupiej ciekawości - czy go nie rozmaślilimy, a on łeb podnosi. Cofamy (droga podleśna, da radę), wysiadam. Gołąb nie dość, że się podnosi, to biega - acz z lataniem ma kłopot - no to w płachtę go (szczęśliwie w bagażniku kawał plandeki był) i do lecznicy. Szefowa tejże ręce rozkłada, że uśpić, bo skrzydło złamane... ale jak usypiać, jak on łazi, polatuje i jeść woła.
Dzwonię do ciotki by mnie umówiła w innej lecznicy (sam mam kłopot z zapanowaniem nad ptakiem ;) i władowaniem go do samochodu nazad). Jedziemy tam. Facet mówi, że nigdy nie leczył gołębi, ale spróbuje. Wyszło na to, że - poza złamanym skrzydłem - z ptaszyną (no, wtedy inaczej ją w myślach nazywałem, bo w samochodzie - i na moje spodnie - napaskudziła) ok, tylko złamanie otwarte i lekki krwotok. Asystowałem przy bandażowaniu. Gołąb pozostał dwie doby w lecznicy, zgodzili się. W międzyczasie udało się - znajomi czasem się przydają ;) - załatwić mu miejsce w ptasim azylu przy zoo w Warszawie, gdzie parę tygodni przebywał, do wygojenia skrzydła. Sprawności latania dostatecznej, by mógł wrócić na swobodę - nie odzyskał, ale udało się, gdy tam przebywał, dogadać z synem p. prezydenta miasta (znajomi jw. ;)), który zwierzakami różnych gatunków (z przewagą ptaków jednak) się opiekuje, by przyjął go na stałe do swojej woliery. Gdzie gołąb zaaklimatyzował się tak dobrze, że potem - już po tygodniu czy dwóch - sam właściciel miał kłopot z ustaleniem, który to ten nowy, a które stażem starsze.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 19, 2016, 09:10:32 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #907 dnia: Grudnia 19, 2016, 08:44:01 am »
Same dobre ludzie tutaj, ukłony niskie podziwowo-zachwytowe. Niechże Wam Lotto z nadwyżką wynagrodzi, już ja za Was dam Panu Bogu szansę i kupię los :-)
R.
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13408
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #908 dnia: Grudnia 19, 2016, 09:12:20 am »
Bo widzisz Remuszko, to nie jest na papierze, tylko patrzy oczami.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #909 dnia: Grudnia 19, 2016, 10:03:52 am »
Tego, akurat MNIE, tłumaczyć nie musisz.
R.
pjes: czy ktoś z tu obecnych kiedyś zabił ssaka lub ptaka?
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13408
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #910 dnia: Grudnia 19, 2016, 10:30:38 am »
Niestety jak jeździsz ponad 30 lat za kółkiem to jest bardzo mało prawdopodobne, żebyś nie zabił. Zwłaszcza ptaka. W zeszłym roku chyba miałem bardzo przykre zdarzenie, parka w okresie godowym leciała nisko nad polami i jeden przeleciał, a drugi trafił w bok samochodu. Trzepotał się chwilę, ale wykorkował, a ten drugi latał dookoła - zdaje się, że z jajek nici. Zabiłem też kiedyś zająca, a w zasadzie sam się zabił, bo najpierw uciekał od samochodu a potem coś mu się pomieszało (podobno światła tak działają na nie) i zaczął biec prosto na samochód. Ja się zatrzymałem, a on biegł dalej i trzasnął łbem i się zabił. Parę razy wpadł mi pies, ale zawsze jakoś na tyle wyhamowałem, że uciekał po uderzeniu na własnych nogach (co nie znaczy, że nie zszedł zaraz potem). Raz był to tak wielki pies, że miałem cały błotnik do wymiany ;) . Innym razem jak dojechałem nocą na wczasy to rano na rowerze, który wiozłem na dachu, znalazłem rozciągniętego jak do preparacji nietoperza.

Tak naprawdę najbardziej przerażająca jest możliwość zabicia człowieka, w związku z inwestycjami w terenie jeżdżę często przez nieoświetlone wioski. Ludzie po wsiach uwielbiają iść nie tą stroną, przy czym topowa moda to jest ubrać się w wojskowe ubranko z kamuflażem. Opasek czy źródeł światła tacy cichociemni nie noszą, bo to by ich przecież zdradziło. W chwilach kiedy zobaczę takiego delikwenta znienacka 30 m przed maską to jak miałbym karabin, to sam bym zastrzelił.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16098
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #911 dnia: Grudnia 19, 2016, 08:14:13 pm »
Niestety i mnie się zdarzyło, a były to jeszcze mniej - subiektywnie - przyjemne sytuacje. W moim domu od zawsze były koty. Mimo woli zabiłem dwa. Pierwszego - jako dzieciak. Niosłem go na rękach, biegłem. Potknąłem się i upadliśmy. Ja przypłaciłem to niegroźnym rozbiciem głowy. Kociak miał mniej szczęścia.
Druga sytuacja - relatywnie nowsza. Kilka moich kotów miało tendencje do łaszenia się do stóp/butów i łapania za sznurowadła. Zwykle udawało się uniknąć tragedii. Raz się nie udało - spiesząc się na bankiet, czy wernisaż, nadepnąłem czteromiesięcznemu kociakowi na łepek. Przeżył to, wbrew pozorom, i nawet zdolny był chodzić. Trafił pod opiekę lecznicy SGGW, która uchodzi za najlepszą w Polsce. Niestety, obrzęk mózgu się powiększał, padł po 4 dniach. (Poniekąd miał i tak szczęście w nieszczęściu, bo całe jego rodzeństwo wykończyła niedługo potem - w większych męczarniach - panleukopenia. Było to tuż przed opracowaniem - a przynajmniej rozpropagowaniem w Polsce - metod, które znacząco podniosły przeżywalność jej ofiar.)
Nawiasem: całkiem już niedawno kociak (teraz już dwuletni kot) - czarny zresztą - podobnie wlazł mi pod nogi (przekradł się jakoś do nieoświetlonego w danym momencie pomieszczenia, w którym teoretycznie miało nie być kotów; do sieni, konkretnie). Stanąłem mu na pasie barkowym. Dziwnie utykał na obie przednie łapki przez parę dni w efekcie, ale szczęśliwie nic ponadto mu się nie stało. No, może poza tym, że Ogon - tak ma na imię - awansował na mojego ulubieńca, bo wciąż mam poczucie winy. (I, że trauma była dla niego jednak spora, bo z przebojowego samca alfa, stał się kotem znacznie łagodniejszym i ostrożniejszym, unikającym bójek. Zważywszy na to, że jest drugim co do rozmiarów, a najcięższym i najsilniejszym kotem w domu - wyszedł ten wypadek na dobre pozostałym.)

Skutki praktyczne tego takie, że chodzę po domu boso, a nad schodami - na których miał miejsce drugi ze śmiertelnych wypadków, i którymi Ogon przekradł się do sieni -, praktycznie zawsze pali się światło.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 19, 2016, 08:34:36 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13408
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #912 dnia: Grudnia 19, 2016, 08:41:24 pm »
Aha, już wiem Remuszko się pyta, czy na obiad zabiłem, z premedytacją. Tak, w dzieciństwie rosół=pieniek+kura a w zasadzie jeszcze gorzej, ale pominę drastyczne szczegóły, jak to fachowo wg nauk babcinych szło. Zahaczyłem jeszcze o to "własnymi rękami". Ssaka nie, bo króli się u nas nie jadało.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #913 dnia: Grudnia 19, 2016, 09:38:55 pm »
Jedna kura (siekiera), jeden dzięcioł (wiatrówka), jeden kot (oszczep). Pół wieku temu, ale wyrzuty mam do dzisiaj. Głównie kocie.
Od wtedy zabijam TYLKO komary. Much - nie.
R.
 
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13408
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: no nie mogę...
« Odpowiedź #914 dnia: Grudnia 19, 2016, 09:45:26 pm »
Z tego wszystkiego to najbardziej zainteresowało mnie zabicie kota oszczepem. Brzmi egzoticznie. Z Gierka było ciężko, ale żeby do tego stopnia...  Nie śmiem pytać - ale czy to było polowanie? Mięcho jesz o ile wiem...
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).