A propos kasy, przekrętów i Sienkiewicza... Czytałem
gdzieśkiedyś - jak mówi
olka - o dwu sprytnych
gentlemanach, co to postanowili wykorzystać na świeżo sukces "Quo vadis" (nie pomnę: tylko wydawniczy, czy już noblowski) i jeździli po wsiach oraz dworach wystawiając "wybrane sceny" z tegoż dzieła. Wyglądało to - jak mnie pamięć nie myli - z grubsza tak, że na miejsce przedstawienia wybierali zawsze salę z dwoma wyjściami, i potem na improwizowaną scenę wychodził ten z nich, co bilety sprzedawał, z gotówką w worku, za świętego Piotra przebrany, a z naprzeciwka drugi nadchodził, ucharakteryzowany na Jezusa i pytał
"Qua vadis, Piotrze?", po czym nie czekając na odpowiedź rzucał się biegiem ku tylnemu wyjściu, a ten z workiem ruszał za nim z okrzykiem
"Za Tobą, Panie!", i tak uciekali, dopadali czekającego w gotowości wozu i gnali, ile konie sił miały w nogach, w następne miejsce, powtórzyć stary numer.
W końcu wpadli, bo - jeśli pomnę - trafili na szlachcica sienkiewiczoluba, który uparł się, że muszą dać przedstawienie, a nie było w jego dworze sali odpowiadającej warunkom ich procederu. I gdy zyskiwali na czasie, za gości jego robiąc, i zastanawiając się usilnie, jak też rzecz, wobec tego, rozegrać, dopadł ich pościg z ostatnio "odwiedzonej" wsi.