Autor Wątek: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...  (Przeczytany 1089442 razy)

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1860 dnia: Września 23, 2014, 04:52:03 pm »
Nie wierzę w tę argumentację. Przypuszczam, że musi być jakiś ważny i całkiem inny powód. BTW: pan Blecker jest niezłym psychoświrem, skoro tak twierdzi :-(
vosbm
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

Zlatan

  • Juror
  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 253
  • Immanuel can't - Djenghis can
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1861 dnia: Października 08, 2014, 12:36:49 pm »
Poglądy pana Bleckera stoją w ostrej sprzeczności z etyką chrześcijańską ale kto się przejmuje takimi drobiazgami...

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16087
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1862 dnia: Października 08, 2014, 02:44:09 pm »
Chyba by trzeba dodać, że z aktualną wykładnią tejże etyki, bo już z ową twierdzącą, że płomienie stosu pozwolą uniknąć gorszych mąk piekielnych i zminimalizować czyśćcowe - niekoniecznie... Ta niezmienna etyka im bowiem nielicho ewoluowała, jak wiemy...

Pan Blecker zasię to jest ogólnie taki celebrytan od kary śmierci:
http://en.wikipedia.org/wiki/Robert_Blecker_Wants_Me_Dead
Więc zdaje się, że da się go szczęśliwie traktować w roli barwnego marginesu (przynajmniej póki co).

Przy czym kluczowy dla zrozumienia jego psychiki zdaje mi się tu fakt, że ów nowojorski profesor prawa tak łatwo znalazł wspólny język z wielokrotnym - posądzanym o szaleństwo - mordercą (oczywiście konsekwentnie przy tym optując za usmażeniem przyjaciela na elektrycznym krześle).
« Ostatnia zmiana: Października 08, 2014, 03:18:34 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

DillingerEscPlan

  • Gość
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1863 dnia: Października 19, 2014, 08:45:11 pm »
Świadomość w twarzy innego człowieka. Spójrz w tę twarz i zobacz w niej świadomość oraz określony odcień świadomości. Zobaczysz na tej twarzy, w niej, radość, obojętność, zainteresowanie, wzruszenie, tępotę itd. Widzisz, jak jaśnieje twarz tego innego człowieka.
Czy patrzysz w siebie, aby rozpoznać złość w jego twarzy? Jest ona tam równie wyraźna jak w twojej własnej piersi.

(I co teraz powiem? Że twarz innego człowieka pobudza mnie do naśladownictwa, że zatem odczuwam na własnej twarzy drobne ruchy i napięcia mięśni i mam na myśli ich sumę? Bzdura. Bzdura — czynisz bowiem założenia, zamiast po prostu opisywać. Komu po głowie grasują wyjaśnienia, ten zaniedbuje myślenie o najważniejszych faktach.)


Wittgenstein, "Kartki", uwaga nr 220.

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16087
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1864 dnia: Października 26, 2014, 08:40:16 am »
Właśnie przeczytałem z refleksem godnym szachisty z pokładu gwiazdolotu idącego z wysoką podświetlną:
To po co napisał "Sezon burz", w zasadzie o niczym - jeśli nie dla szmalcu? JA - nie wiem.

I jednak się nie zgodzę. Czy np. fragment mój ulubiony tego "Sezonu..." (nie z "Epilogu...") jest o niczym?

"Geralt myślał. Przypominał sobie wszystko, co kiedykolwiek słyszał o arcymistrzu Ortolanie. Będącym, jak chciał powszechny konsensus, żywą legendą.

*

Ortolan był żywą legendą osobą niezwykle zasłużoną dla sztuki czarnoksięskiej.
Jego obsesją było popularyzowanie magii. W odróżnieniu od większości czarodziejów uważał, że beneficje i korzyści płynące z mocy ponadnaturalnych winny być dobrem wspólnym i służyć umacnianiu ogólnego dobrobytu, komfortu i szczęśliwości powszechnej. Każdy człowiek, marzył Ortolan, winien mieć zagwarantowany nieodpłatny dostęp do magicznych leków i eliksirów. Czarodziejskie amulety, talizmany i wszelkie artefakty winne być dostępne powszechnie i darmowe. Przywilejem każdego obywatela winny być telepatia, telekineza, teleportacja i telekomunikacja. Aby to osiągnąć, Ortolan bez przerwy coś wynajdywał. To znaczy - robił wynalazki. Niektóre równie legendarne, jak on sam.
Rzeczywistość boleśnie zweryfikowała mrzonki starego czarodzieja. Żaden z jego mających upowszechniać i demokratyzować magię wynalazków nigdy nie wyszedł poza fazę prototypu. Wszystko, co Ortolan wymyślił, a co w założeniu miało być proste, okazywało się potwornie skomplikowane. Co miało być masowe, okazywało się diabelnie drogie. Ortolan nie upadał jednak na duchu, fiaska, miast zniechęcić, podniecały go do dalszych wysiłków. Prowadzących do kolejnych fiask.
Podejrzewano - samemu Ortolanowi, rzecz jasna, myśl taka nie zaświtała nigdy - że niepowodzenia wynalazcy często za przyczynę miewały zwykły sabotaż. Nie chodziło tu - przynajmniej nie jedynie - o zwykłą zawiść czarodziejskiego bractwa, o niechęć do popularyzowania sztuki, którą czarodzieje woleli widzieć w rękach elity - czyli własnych. Bardziej obawiano się wynalazków o charakterze militarnym i zabójczym. I słusznie się obawiano. Jak każdy wynalazca, Ortolan miewał okresy fascynacji materiałami wybuchowymi i zapalającymi, bombardami, opancerzonymi rydwanami, samopałami, samobijami i gazami trującymi. Warunkiem dobrobytu, dowodził staruszek, jest powszechny pokój między narodami, a pokój osiąga się poprzez zbrojenia. Najpewniejsza metoda zapobiegania wojnom to odstraszanie straszną bronią im broń straszniejsza, tym pokój pewniejszy i długo trwalszy. Ponieważ Ortolan argumentów słuchać nie zwykł, utajono wśród jego wynalazczego zespołu sabotażystów, którzy groźne wynalazki torpedowali. Prawie żaden nie ujrzał światła dziennego. Wyjątkiem był osławiony i będący przedmiotem licznych anegdot kulomiot. Był to rodzaj telekinetycznego arbalestu z wielką banią na ołowiane kulki. Kulomiot - zgodnie z nazwą - miał miotać kulki do celu, i to całymi seriami. Prototyp wyszedł, o dziwo, poza mury Rissbergu, został nawet przetestowany w jakiejś potyczce. Z żałosnym jednak efektem. Posługujący się wynalazkiem strzelec, zapytany o przydatność broni, miał się podobno wyrazić, że kulomiot jest jak jego teściowa. Ciężki, brzydki, całkowicie bezużyteczny i nic, tylko wziąć i utopić w rzece. Stary czarodziej nie przejął się, gdy mu to powtórzono. Kulomiot to zabawka, oświadczył pono, on ma już na desce projekty dużo bardziej zaawansowane, zdolne razić masowo. On, Ortolan, da ludzkości dobrodziejstwo pokoju, choćby wprzód trzeba było połowę ludzkości wybić.

*

Ścianę komnaty, do której go wprowadzono, pokrywał ogromny arras, arcydzieło tkactwa, arkadyjska werdiura. Arras szpecił niedokładnie sprany zaciek, przypominający trochę wielką kałamarnicę. Ktoś, ocenił wiedźmin, zapewne całkiem niedawno się na arcydzieło tkactwa wyrzygał.
Za zajmującym środek komnaty długim stołem zasiadało siedem osób.
- Mistrzu Ortolanie - Pinety ukłonił się lekko - pozwól sobie przedstawić. Geralt z Rivii. Wiedźmin.
Wygląd Ortolana nie zdziwił Geralta. Mniemano, że był najstarszym żyjącym czarodziejem. Może tak było w istocie, może nie, ale pozostawało faktem, iż Ortolan był najstarzej wyglądającym czarodziejem. Było to o tyle dziwne, że nikt inny, a właśnie on był wynalazcą słynnego dekoktu alraunowego, eliksiru, którego czarodzieje używali celem powstrzymania procesu starzenia się. Sam Ortolan, gdy wreszcie dopracował się niezawodnie działającej formuły magicznego płynu, niewiele na nim skorzystał, bo był już wówczas dość wiekowy. Eliksir zapobiegał starzeniu, ale bynajmniej nie odmładzał. Dlatego też Ortolan, choć od dawna zażywał lek, wciąż wyglądał jak stary dziad - zwłaszcza na tle konfratrów: sędziwych czarodziejów, wyglądających na mężczyzn w kwiecie wieku, i steranych życiem czarodziejek, wyglądających jak dziewczęta. Tryskające młodością i wdziękiem czarodziejki oraz lekko szpakowaci czarodzieje, których prawdziwe daty urodzenia ginęły w pomroce dziejów, strzegli tajemnicy eliksiru Ortolana jak źrenicy oka, a czasem nawet wręcz zaprzeczali jego istnieniu. Ortolana zaś utrzymywali w przekonaniu, że eliksir jest dostępny powszechnie, dzięki czemu ludzkość jest praktycznie nieśmiertelna i - co za tym idzie - absolutnie szczęśliwa.
- Geralt z Rivii - powtórzył Ortolan, miętosząc w dłoni kłak siwej brody. - A jakże, a jakże, słyszeliśmy. Wiedźmin. Defensor, jak powiadają obrońca, ludziom ode Złego niosący ratunek. Na wszelkie potworne Zło prezerwatywą i antidotum konsyderowany.
Geralt przybrał skromną minę i ukłonił się.
- A jakże, a jakże... - podjął czarodziej, tarmosząc brodę. - Wiemy, wiemy. Sił, by ludzi bronić, według wszelkiej assercji nie szczędzisz, chłopcze, nie szczędzisz. I iście estymacji godzien twój proceder, estymacji godne rzemiosło. Witamy cię na zamku naszym, radzi, że cię tu fata rzuciły. Bo choć sam tego możesz nie wiedzieć, aleś powrócił jako ten ptak do gniazda... Dobrze mówię, jako ten ptak. Radziśmy ci i mniemamy, iżeś i ty nam rad. Hę?
Geralt był w kropce, jak zwracać się do Ortolana. Czarodzieje nie uznawali form grzecznościowych i nie oczekiwali ich od innych. Nie wiedział jednak, czy to przystoi wobec siwowłosego i siwobrodego starca, w dodatku żywej legendy. Miast się odzywać, ukłonił się ponownie.
Pinety kolejno przedstawił siedzących za stołem czarodziejów. Geralt niektórych znał. Ze słyszenia.
Axel Esparza, szerzej znany jako Axel Raby, miał faktycznie czoło i policzki pokryte dziobami po ospie, nie usuwał ich, jak chciała plotka, przez zwykłą przekorę. Lekko szpakowaty Myles Trethevey i nieco bardziej szpakowaty Stucco Zangenis przyglądali się wiedźminowi z umiarkowanym zainteresowaniem. Zainteresowanie Biruty Icarti, umiarkowanie urodziwej blondynki, wyglądało na nieco większe. Tarvix Sandoval, barczysty, z postury rycerz raczej niż czarodziej, patrzył w bok, na arras, jakby i on podziwiał zaciek i dociekał, skąd ów się wziął i kto zawinił.
Miejsce najbliżej Ortolana zajmował najmłodszy, jak się wydawało, spośród obecnych, Sorel Degerlund, o długich włosach i cokolwiek skutkiem tego zniewieściałym typie urody.
- My również - przemówiła Biruta Icarti - witamy słynnego wiedźmina, obrońcę ludzi. Radziśmy witać, albowiem i my tu, na tym zamku, pod auspicją arcymistrza Ortolana trudzimy się, by dzięki postępowi życie ludzi czynić bezpieczniejszym i lżejszym. Także dla nas dobro ludzi to cel nadrzędny. Wiek arcymistrza nie pozwala nadto przedłużać audiencji. Zapytam więc, jak się godzi: czy masz jakieś życzenia, Geralcie z Rivii? Czy jest coś, co moglibyśmy dla ciebie zrobić?
- Dziękuję - Geralt skłonił się ponownie - arcymistrzowi Ortolanowi. I wam, szanowni. A skoro ośmielacie mnie pytaniem... Tak, jest coś, co moglibyście dla mnie zrobić. Moglibyście wyjaśnić mi... to. Tę rzecz. Zdarłem ją z wigilozaura, którego zabiłem.
Położył na stole owalną płytkę o rozmiarach dziecięcej dłoni. Z wytłoczonymi znakami.
- RISS PSREP Mk IV/002 025 - odczytał głośno Axel Raby. I przekazał płytkę Sandovalowi.
- Mutacja, wytworzona tu, u nas, na Rissbergu - ocenił cierpko Sandoval. - W sekcji pseudogadów. Jaszczur strażniczy. Model czwarty, seria druga, egzemplarz dwudziesty piąty. Przestarzały, od dawna produkujemy ulepszone. Co tu jeszcze jest do wyjaśniania?
- Mówi, że zabił wigilozaura - skrzywił się Stucco Zangenis. - Nie o wyjaśnienia więc chodzi, lecz o pretensje. Reklamacje, wiedźminie, przyjmujemy i rozpatrujemy tylko od legalnych nabywców, wyłącznie na podstawie dowodu zakupu. Wyłącznie na podstawie dowodu zakupu serwisujemy i usuwamy usterki...
- Gwarancja na ten model dawno wygasła - dorzucił Myles Trethevey. - Żadna nie obejmuje zaś usterek powstałych w wyniku niewłaściwego lub niezgodnego z instrukcją obsługi użytkowania wytworu. Jeśli wytworem posługiwano się niewłaściwie, Rissberg nie ponosi odpowiedzialności. Żadnej odpowiedzialności.
- A za to - Geralt wyjął z kieszeni i rzucił na stół drugą płytkę - ponosicie odpowiedzialność?
Druga płytka była podobnego kształtu i rozmiaru, co poprzednia, ale pociemniała i zaśniedziała. W wytłoczenia wrósł i wpiekł się brud. Ale znaki wciąż były czytelne:
IDR UL Ex IX 0012 BETA
Zapadło długie milczenie.
- Idarran z Ulivo - powiedział wreszcie Pinety, zaskakująco cicho i zaskakująco niepewnie. - Uczeń Alzura. Nie sądziłem...
- Skąd to masz, wiedźminie? - Axel Raby przechylił się przez stół. - W jaki sposób to zdobyłeś?
- Pytasz, jakbyś nie wiedział - odparł Geralt. - Wydłubałem ze skorupy stwora, którego zabiłem. A który wcześniej zamordował co najmniej dwadzieścioro ludzi w okolicy. Co najmniej, bo myślę, że dużo więcej. Myślę, że mordował od lat.
- Idarran... - mruknął Tarvix Sandoval. - A przed nim Malaspina i Alzur...
- Ale to nie my - powiedział Zangenis. - Nie my. Nie Rissberg.
- Dziewiąty model eksperymentalny - dodała w zamyśleniu Biruta Icarti. - Wersja beta. Dwunasty...
- Dwunasty egzemplarz - podchwycił Geralt, nie bez złośliwości. - A ile takich było łącznie? Ile ich wytworzono? Odpowiedzi na pytanie o odpowiedzialność nie uzyskam, to jasne, bo to nie wy, nie Rissberg, wy jesteście czyści i chcecie, bym w to uwierzył. Ale zdradźcie choć, bo z pewnością wiecie, ile jeszcze takich krąży po lasach i morduje ludzi. Ile trzeba będzie takich odnaleźć. I zarąbać. Chciałem rzec: wyeliminować.
- Co to jest, co to jest? - ożywił się nagle Ortolan. - Co tam macie? Pokażcie! Ach... Sorel Degerlund nachylił się do ucha starca, długo szeptał. Myles Trethevey, demonstrując płytkę, szeptał z drugiej strony. Ortolan szarpał brodę.
- Zabił? - krzyknął nagle cienko. - Wiedźmin? Unicestwił genialne dzieło Idarrana? Zabił? Zniszczył bezmyślnie?
Wiedźmin nie wytrzymał. Parsknął. Szacunek dla wieku podeszłego i siwizny nagle całkiem go opuścił. Parsknął ponownie. A potem zaśmiał się. Szczerze i niepowstrzymanie.
Zamarłe twarze siedzących za stołem czarodziejów, miast pohamować, wprawiły go w jeszcze większą wesołość. Do diabła, pomyślał, nie pamiętam, kiedy ostatnio śmiałem się równie szczerze. Chyba w Kaer Morhen, przypomniał sobie, tak, w Kaer Morhen. Kiedy pod Vesemirem załamała się spróchniała deska w wychodku.
- Jeszcze śmieje się, smarkacz! - wykrzyknął Ortolan. - Rży niby osieł! Chłystku nierozumny! Pomyśleć, żem w obronę cię brał, gdy inni szkalowali! Co z tego, mówiłem, że on w małej Yennefer rozamorował się? I że mała Yennefer kocha jego? Serce nie sługa, mówiłem, dajcież im obojgu pokój!
Geralt przestał się śmiać.
- A ty cóżeś zrobił, najgłupszy z siepaczy? - rozwrzeszczał się na dobre starzec. – Coś uczynił? Czy pojmujesz, jakieś ty arcydzieło, jakiś ty cud genetyki zrujnował? Nie, nie, tego tobie, profanowi, nie pojąć rozumem twym miałkim! Nie pojąć ci idei ludzi genialnych! Takich jak Idarran właśnie, i jak Alzur, nauczyciel jego, którzy geniuszem i talentem ekstraordynaryjnym byli udarowani! Którzy dzieła wielkie inwentowali i tworzyli, dobru ludzkości służyć mające, i nie zysk, nie mamonę niegodziwą mając na względzie, nie plezyry ni zabawy, lecz postęp i dobro ogółu! Ale cóż ty z tych rzeczy apprehendujesz? Nic nie apprehendujesz, nic, nic, ni krztyny!
- A toć jeszcze powiem - zasapał Ortolan - żeś ty ojców własnych dzieło mordem nieroztropnym zhańbił. Bo to Cosimo Malaspina, a po nim uczeń jego Alzur, Alzur właśnie, wiedźminów stworzyli. Oni to mutację zinwentowali, dzięki której tobie podobnych wykreowano. Dzięki której istniejesz, dzięki której po świecie chodzisz, niewdzięczniku. Estymować by ci Alzura, jego następców i ich dzieła, nie zaś niszczyć! Oj... Oj...
Stary czarodziej zamilkł nagle, przewrócił oczami i zastękał ciężko.
- Muszę na stolec - oznajmił jękliwie. - Muszę na stolec prędko! Sorel! Miły chłopcze! Degerlund i Trethevey zerwali się z miejsc, pomogli starcowi wstać i wywiedli go z komnaty.
Po krótkiej chwili wstała Biruta Icarti. Obrzuciła wiedźmina wiele mówiącym spojrzeniem, po czym wyszła bez słowa. Za nią nie patrząc na Geralta w ogóle, podążyli Sandoval i Zangenis. Axel Raby wstał, skrzyżował ręce na piersi. Patrzył na Geralta długo. Długo i raczej niemile.
- Błędem było zapraszanie cię - powiedział wreszcie. - Wiedziałem o tym. Łudziłem się jednak, że zdobędziesz się choć na pozory okrzesania.
- Błędem było przyjmowanie waszego zaproszenia - odrzekł zimno Geralt. - Też o tym wiedziałem. Ale łudziłem się, że otrzymam odpowiedź na moje pytania. Ile jeszcze ponumerowanych arcydzieł jest na swobodzie? Ile jeszcze takich majstersztyków wytworzyli Malaspina, Alzur i Idarran? Ile ich wytworzył czcigodny Ortolan? Ile jeszcze noszących wasze plakietki potworów będę musiał zabić? Ja, wiedźmin, prezerwatywa i antidotum? Nie dostałem odpowiedzi i dobrze apprehenduję, dlaczego. Względem zaś okrzesania: wal się, Esparza."


Że pisane to było ewidentnie dla gotówki - inna rzecz. Ale... jak to rzekł Piekara Jacek, Sapkowskiego naśladowca niezbyt udolny: "sentymenty sentymentami, a żreć i chędożyć trzeba" ;).
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1865 dnia: Listopada 12, 2014, 12:51:38 pm »
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

DillingerEscPlan

  • Gość
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1866 dnia: Listopada 24, 2014, 01:22:00 pm »
Trzy dekady temu konferencje pod hasłem „Pierwszy siwy włos w zespole Downa” brzmiałyby jak z Lema.

http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1598905,1,ludzie-z-zespolem-downa-zyja-coraz-dluzej.read

Zbiorek referatów z fikcyjnych konferencyj...?

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1867 dnia: Grudnia 01, 2014, 07:34:54 pm »
Kju, ma Pan kąkuręta w osobie pana redaktora Rafała Tomańskiego: http://www.rp.pl/artykul/1161389.html
Ja bym przeczytał:

Dzięki nauce przyszłość może przybierać fantastyczne formy, ale istnieje prawdopodobieństwo, że fiction w połączeniu z science stworzy wstęp do dystopii.
Od czego ma się pisarzy s-f. Ich zadaniem jest kreowanie światów, a przynajmniej kreślenia wizji tego, co z obecnego stanu rzeczy może wyniknąć za kilka lat. W internetowym serwisie magazynu Vice można od niedawna znaleźć rosnący zbiór opowiadań fantastyczno-naukowym poświęconych możliwościom ewolucji technologii, jaką mamy obecnie wśród nas.
Wizja obecnej przyszłości
Zbiór rośnie, krótkie formy obierają rozmaite kierunki, w większości są to dalej lub mniej posunięte wizje zawierające pierwiastek nowoczesnej, putinowskiej Rosji prowadzącej działania na Ukrainie jako pierwiastka złowrogiego i kojarzącego się z mroczną stroną technologii. W zbiorze opowiadań można jednak trafić na historię zatytułowaną „Pewnego dnia umrę na Marsie". Serdecznie ją polecam, treść można znaleźć tutaj: http://motherboard.vice.com/read/one-day-i-will-die-on-mars.
Opowiadanie przedstawia trzy strony tej samej historii. Znajdujemy się w niedalekiej przyszłości, w której największą korporacją na świecie jest Uber. Ten sam, którego znamy obecnie jako serwis do zamawiania taksówek. W przedstawionym świecie przy jego pomocy można wypożyczać rowery, samochody, organizować przejazdy w autobusach oraz zamawiać zrobienie i dostarczenie do domu zakupów. Ta ostatnia funkcja jest testowana w niektórych amerykańskich miastach, dlatego opisywana fikcja nie jest do końca odległa od rzeczywistości.
Historia opowiedziana jest ze strony pewnego właściciela kota, którego sytuacja zmusza do zamówienia jedzenia dla zwierzaka, drugim narratorem jest korporacja Uber, trzecim kurier, który realizuje zamówienie.
Z każdego punktu widzenia sytuacja przedstawia się inaczej, za każdym razem jednak widać, że każdy martwi się czymś innym, spychając odpowiedzialność za wykonywane zadanie na pozostałych. Facet od kota denerwuje się na przedłużającą się dostawę, kurier dba tylko o otrzymanie odpowiedniej oceny za dostawę, a korporacja wygłasza górnolotne komentarze przywołujące na myśl zachowanie komputera HAL z filmu „Odyseja kosmiczna". HAL był bezduszny i dążył do wyeliminowania załogi kosmicznej misji, Uber zachowuje się, jakby stawał się z każdym fragmentem monologu bardziej odpowiedzialny za świat, za metody obliczenia wszystkich jego parametrów pod kątem większej optymalizacji, aż wreszcie, gdy zamówienie zostaje zakończone, zamyka całą sprawę.
Króluje obojętność, niezrozumienie, oddalanie się od siebie i chłód. Każda ze stron walczy o oceny, które podnoszą jej wizerunek w sieci, która jest o wiele bardziej niż obecnie oparta na lajkach, gwiazdkach i rozmaitych punktach przyznawanych wszystkim za wszystko. Kurier musi czekać w długiej kolejce w sklepie po kocie jedzenie i z tego powodu wie, że straci przy ocenie szybkości dostawy. Utratę punktów za doręczenie może rekompensować sobie gwiazdkami za motywację, dlatego wykorzystuje każdą chwilę, by oglądać na komórce materiał video o przedsiębiorczości. Uber w międzyczasie zastanawia się, jak optymalizować dane dotyczące korków na ulicach i miejskiego transportu. Każda informacja ma w tym świecie znaczenie, ale nawet odpowiedzialny za jej przetwarzanie system brzmi, jakby był tym zmęczony i zniechęcony do optymalizowania kolejnych parametrów. Danych jest za dużo i ewidentnie prędzej zaprowadzą swoich twórców na skraj załamania nerwowego niż do wymarzonej krainy spokoju, w której rzeczy naprawdę dzieją się optymalnie.
Kurier, który pracuje dla Ubera, został wybrany do wykonania zadania, ponieważ jego nota w systemie wykazała wystarczającą motywację. Uczęszczał na uniwersytet Ubera (już obecnie pracownicy Apple mogą chodzić na zajęcia, na których poznają sens filozofii własnej firmy), wypełnił odpowiednio ciekawie służbowy profil i to właśnie jego algorytmy wskazują na obecnie najlepiej nadającą się osobę do wypełnianie zadania pod nazwą „dostarczenie jedzenia dla kota". To, że poza innymi informacjami anonimowy dostawca okazuje się pasjonatem podróży kosmicznych, który ukończył specjalny kurs „Dosięgnąć gwiazd i planet też", ma znaczenie marginalne. Tytułowe marzenie o śmierci na Marsie zostaje sprowadzone na ziemię. Najpierw trzeba dostarczyć jedzenie dla kota.
Polecam zapoznanie się z tym opowiadaniem. Jest na pewno jednym z szeregu tych, które pokazują kierunki rozwoju cywilizacji opartej na smart, mobile, sharing i social, jednak nakreślony przez nie obraz jest bardzo namacalny pomimo swojej krótkiej i poszarpanej narracji. Dziś nie wiadomo, co w przyszłości przyniesie Uber i inne tego rodzaju serwisy działające w rytm rodzącego się trendu ekonomii współdzielenia. Jak będzie w praktyce wyglądał świat, który wystawiane w sieci oceny weźmie za punkty decydujące o pozycji w życiu i pracy. Być może to jedynie fikcja, ale lepiej znać jeden z wariantów pesymistycznych, niż nie być świadomym istnienia żadnego.


Wie ktoś może, co znaczy słowo "dystopia"? Resztę zrozumiałem, a o współdzieleniu będzie felieton :-)
vosbm
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16087
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1868 dnia: Grudnia 01, 2014, 07:44:24 pm »
Ja bym przeczytał:

No to i przeczytałem  8).

Wie ktoś może, co znaczy słowo "dystopia"?

Zakładając, ze pytanie serio (a nie krygowanie się) - przeciwieństwo utopii, czyli wyimaginowany świat anty-idealny, że tak powiem. (Ponoć należy od dystopii odróżniać antyutopię, czyli fikcyjny świat budowany na utopijnych podstawach, w praktyce obracający się w założonej utopii przeciwieństwo, albo - minimum - dający zauważalne efekty uboczne, jak to w "Powrocie..." było.
Z tym, że d. niby wychodzi zawsze od tryndów rozwojowych współczesności, a a. polemizuje z utopijnymi marzeniami.)
Przykłady to będą Huxley, Orwell, Gibson w sumie też.
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1869 dnia: Grudnia 08, 2014, 11:40:53 pm »
Dzięki, Kju.
Ol, czy to prawda, że pani premier potraktowała Górnika grubym słowem?
http://www.rp.pl/artykul/173943,1163185-Premier-Kopacz-grozi-gorniczemu-zwiazkowcowi.html
vosbm
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1870 dnia: Grudnia 11, 2014, 12:02:02 am »
Ol, czy to prawda, że pani premier potraktowała Górnika grubym słowem?
Nie wiem, bo nie byłam na tym spotkaniu. Ale mogę ją zrozumieć - jeśli rzeczywiście pogrubiła.

A ja właśnie przeczytałam, że od miesiąca można kupić taką książkę:
http://wyborcza.pl/magazyn/1,141923,16888943,Genialni_z_kawiarni_Szkocka.html
Wygląda oki.
Warto-nie-warto? Czytał ktoś może?

P.S. Parę słów od autora - w sumie te same co w artykule...ale:
http://www.polskieradio.pl/23/1364/Artykul/1314140,Opowiesc-o-genialnych-matematykach-scierce-i-gesi
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13391
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1871 dnia: Grudnia 11, 2014, 09:40:59 am »
Ha, to jest dobre pytanie. Ktoś musi kupić i przeczytać ;) . Książka Ulama jest ciekawa nie tylko ze względu na anegdoty i historię ale także dlatego, że Ulam coś tam z tej matmy choć trochę próbował tłumaczyć, na czym polegał problem z bombą atomowa i co to są procesy gałązkowe i metoda Monte Carlo. Zaś ta nie wiem, żeby się nie skończyło na pogaduszkach o starym Lwowie.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1872 dnia: Grudnia 11, 2014, 05:29:56 pm »
Cytuj
Zaś ta nie wiem, żeby się nie skończyło na pogaduszkach o starym Lwowie.
Dokładnie. Znaczy stawiam, że taka jest.
Przeglądając stronki - trafiam ciągle na te same anegdoty, historyjki. Chyba ma taki pogaduszkowy charakter.
O niektórych opowiadał też B. Miś:
https://www.youtube.com/watch?v=hQ3kUM08Vz8
W każdem ta o doktoracie jest niezła:)
Cytuj
Ktoś musi kupić i przeczytać ;)
Właśnie...więc kupiłam wczoraj...dawali za niecałe 3 dyszki...najwyżej do kawy będzie;)

Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1873 dnia: Grudnia 11, 2014, 05:56:24 pm »
Odkupię wyczytaną do cna za dwie dychi z pocztą :-)
s.
pjes: tylko rogów nie zawijaj...
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1874 dnia: Grudnia 11, 2014, 06:23:10 pm »
Nie sprzedam. Ale.
Rogi prostokątne - gwarantuję.
Jeśli obiecasz, że nie pomażesz czerwonym markerem,  to przeczytawszy - wysławszy Ci.
Z dogodnym terminem bibliotecznym - do zwrotu;)
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)