Poszukuję odpowiedzi na dwa pytania:
dlaczego taki wyrok oraz dlaczego nikt nigdzie nie zadaje wytłuszczonych pytań.http://www.remuszko.pl/blog.php/?p=2766Według świeżej depeszy Polskiej Agencji Prasowej (a także według haseł rozmaitych encyklopedii internetowych i papierowych), …w grudniu 1970 roku rząd ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga od strzałów milicji i wojska zginęło 45 osób, a 1165 zostało rannych; według historyków – w ulicznych starciach udział wzięło kilkadziesiąt tysięcy osób.
Grudzień 1970, wcześniej poznański Czerwiec 1956, później zaś Ursus i Radom 1976, to fundamentalne wydarzenia w naszych powojennych dziejach, tak jak Sierpień 1980, stan wojenny oraz Okrągły Stół. Wydawałoby się, że w tych sprawach najważniejsze fakty zostały tysiąckroć opisane i weszły – jako oczywiste i bezdyskusyjne – do naszego historycznego kanonu, którego uczą się dzieci w szkołach i studenci na studiach. Tak wydawało się do wczoraj (piątek 19 kwietnia 2013), kiedy to warszawski Sąd Okręgowy ogłosił w sprawie Grudnia 1970 wyrok, który zasadniczo kłóci się z całą naszą dotychczasową encyklopedyczną wiedzą. Logiczny wniosek może być tylko jeden: albo pomylił się sąd, albo my (społeczeństwo, które przez dziesięciolecia stworzyło sobie mit).
Sąd mianowicie nie tylko uniewinnił Stanisława Kociołka, oskarżonego o przyczynienie się do śmierci ludzi, nie tylko praktycznie darował karę dwóm dowódcom, którzy wydali rozkaz strzelania do ludzi, lecz także – a może przede wszystkim? – nie znalazł i nie osądził, ani w żaden inny sposób nie wskazał osób odpowiedzialnych za tę tragedię. Mało tego: sąd uznał, że zabici nie zostali zabici strzałami z broni palnej, tylko „pobici ze skutkiem śmiertelnym”. Owszem, nie byłem wczoraj obecny na sali sądowej w chwili ogłaszania wyroku, ale przejrzałem starannie czołowe portale i widzę, że wszystkie media relacjonują słowa sędziów dokładnie tak samo.
Rzecz jasna, z twardą krytyką trzeba poczekać na najtrudniejszą część niezawisłego sądzenia, czyli na pisemne uzasadnienie wyroku, bowiem – tak naprawdę – dopiero takie uzasadnienie podsumowuje, streszcza i wieńczy długoletni sądowy proces. Jednakowoż pewne pytania cisną się na usta już teraz. Nie dotyczą one okoliczności ocennych (ustrój, polityka, ideologia, patriotyzm etc.), tylko samej zbrodni zabójstwa.
Były jakieś śmiertelne ofiary, czy ich nie było? Jeśli były, to co spowodowało śmierć: karabinowe kule czy ciosy kolbą? Kto strzelał (bił)? Trzydzieści trzy lata temu popłakałem się na „Człowieku z żelaza” słuchając piosenki o Janku Wiśniewskim, ale może on wcale nie padł? Skoro hitlerowcy i stalinowscy oprawcy nie mogą zasłaniać się odgórnymi rozkazami, dlaczego strzelający żołnierze i milicjanci PRL w ogóle nie byli sądzeni? Kto z imienia i nazwiska (mam na myśli kierownictwo resortów, sądów i prokuratury, zarówno w PRL, jak i w III RP) odpowiada moralnie i profesjonalnie za to, że proces o zabójstwo z roku 1970 rozpoczął się ćwierć wieku później, oraz za to, że do wydania pierwszego (nieprawomocnego) wyroku upłynęło niemal osiemnaście następnych lat?Na koniec spytam jako dziennikarz: dlaczego tych pytań nie zadaje dziś (20.04.2013, 12:00) absolutnie nikt, w żadnej gazecie, radiu ani telewizji?
Stanisław Remuszko