O ile wiem, to nie wyszło, nie ma na to póki co dowodu, ponadto gdyby nawet wyszło, że faktycznie w latach 70-tych coś tam w SB podpisał - jakie to ma znaczenie dla otrzymania Nobla przy założeniu, że pominąwszy ten szczegół było mu za co go dać? Z perspektywy reszty świata?
Coś tam podpisał...Maziek - nie żartuj.
Żaden historyk nie ma wątpliwości co ujawnionych dokumentów. I nie chodzi mi o ostatnią teczkę, ona nic nowego nie wnosi, tylko o wcześniej zebrane, choćby
tu. Owszem, historycy mają różne zdania; co z tym zrobić, czy to wypada, kiedy wypada etc.; ale nie względem meritum.
I nie chodzi mi o lata wczesne 70-te. Do tego sam się przyznał, że kolegów na zdjęciach rozpoznawał.
Tylko o to, do czego przyznać się nie chce - lata 80-te i prezydenturę.
Dobrze wiesz, że UB to nie było harcerstwo, z którego można się ot tak wypisać.
I potem zostać ludowym bohaterem, postrachem władzy.
Cała reszta to proste wnioskowanie.
Pomijam to, że Nobla dostała Solidarność, nie Wałęsa, on został mianowany jej reprezentantem.
Ba, cóż - był przewodniczącym - a z czyją pomocą wykosił konkurencję na zjeździe "S" to insza inszość.
Perspektywa reszty świata...hmmm. Dał mit, mit dał impuls dla różnych innych do...
No, można i taką perspektywę przyjąć. Rozumiem ją.
Dla mnie jednak, to nieporozumienie. Coś jak w tym filmie;
http://www.filmweb.pl/film/Przypadkowy+bohater-1992-8968Nie chce mi się teraz o nim teraz gadać, choć sam zacząłem...zrozumiesz, co nie?