Tymczasem większość ludzi postrzega sprawę zerojedynkowo - jedna partia jest OK, a reszta to diabelski pomiot.
I mam wrażenie, działaczom obu stron to pasuje.
Przy czym co ciekawe ten podział w ogóle nie idzie po linii programów społecznych czy gospodarczych, bo te są w tym rozumowaniu nieważne (i w związku z tym karleją i zanikają bo są równie istotne jak nogi dla węży). Ludzie głosują na ideały.
Do ludzi już dotarło, a co gorsza - pogodzili się z tym, że partie nie zamierzają realizować głoszonego.
Że to tylko wabik.
Więc głosują na trzeciorzędne cechy płciowe. Czy ideały?
Jeszcze nie byłoby najgorzej.
Część głosuje na swoje lub rodzin, miejsca pracy.
Efekt upartyjnienia wszystkiego.
Niedługo babcia klozetowa będzie musiała mieć rekomendację.
Stąd każde głosowanie rozpatrywane jest przede wszystkim tak, aby nie oddać głosu na wroga. W związku z tym wszelkie inne przymioty wybieranej osoby są niemal nieważne.
Ano, taka wojna światów.
Chyba zaryzykowałbym te JOWy, warunkowo czasowo, ze dwa razy.
Nie spodziewam się wiele, ale kto wie...frekwencja byłaby wyższa, co mogłoby wywrócić trochę ten schemat wyborczy.
A i w każdym powiecie partia musiałaby znaleźć kogoś sensownego.
Na tym poziomie ludzie już się kojarzą.
Bo w dużych okręgach senatorskich kandydat to postać wyłącznie medialna dla większości.
Stad głosowanie na flagę, nie człowieka.
Ale to szczegóły - główny problem, jak mi się zdaje oczywiście, to kompletny brak odpowiedzialności na poziomie politycznym.
Bo utrata stołka, lub zamiana na gorszy to żadna odpowiedzialność jak ktoś naknocił na miliardy.
A tu nawet stołek trudno spod głowy wyrwać...takiemu wybrańcowi.
Więc bym bardziej poszedł, co też REM postuluje, w realny mechanizm odwoływania gościa który jawnie się kompromituje. Nie dotyczy to tylko wybrańców, ale też urzędników ws.