Chciałem rozładować nastrój a wyszło mi jak zawsze
.
P.S. Ogólnie rzecz biorąc to że matematyka jest wkomponowana w fizykę wynika z przyjętego modelu fizyki. Jeśli najbardziej podstawową zasadą w fizyce jest że nic nie bierze się z niczego (zasada zachowania energii itd.) to siłą rzeczy chcąc dobrze uprawiać fizykę trzeba umieć zmierzyć takie wielkości jak masa, prędkość itd. A wszelki pomiar, przynajmniej ja nie potrafię wymyślić innego, ma w sobie wbudowaną matematykę.
Nawet jeśli porównywać tylko ze sobą rzeczy to już jest to matematyka (porównywać => równanie). Można np. twierdzić, że ważenie na wadze szalkowej nie wymaga żadnej matematyki, bo kładziemy dwa obiekty na wadze i albo któryś przeważa, albo jest równowaga. Tym niemniej to działa dlatego, że matematycznie się to zgadza, ramie lewe razy ciężar z lewej równa się ramię prawe razy ciężar z prawej. Czy wobec tego także takie ważenie, które może wykonać dwuletnie dziecko jest zastosowaniem matematyki to jest pytanie "filozoficzne" (w znaczeniu "nierozstrzygalne").
Chodzi mi o to, że zestaw formuł matematycznych (w każdym razie stan "na dziś") jest znacznie szerszy niż zestaw zjawisk fizycznych. Tylko niektóre części matematyki służą do opisu świata, a inne póki co przynajmniej są bezużyteczne, albo stały się takimi wraz z postępem fizyki. W związku z tym post factum, kiedy już jakiś model fizyczny okazuje się chwilowo poprawny to z jednej strony mamy pobojowisko odrzuconych formuł matematycznych a z drugiej tę jedną, o której sądzimy że jest "wbudowana w świat" (a tak naprawdę jest wbudowana w ów model). Newton na przykład, bardzo mi się podoba ten przykład, kiedy borykał się z opisem ruchu planet dość długo nie mógł przeskoczyć tej przepaści, że ruch ten nie odbywa się po orbitach kołowych, ewentualnie z pomocą innych kół (epicykli). Był na tyle wielki, że tę przepaść przeskoczył - ale chodzi mi o to, że analizował matematycznie znane punkty orbit planet (czyli krótko mówiąc próbował dopasować jakąś formułę matematyczną do rysunku). Strasznie się z tym męczył ale im dużej badał, tym bardziej mu świtało, że to jest podobne do elipsy. Wyobrażam sobie stosy zapisanych gęsim piórem kartek i nagle pojawia się błysk - wszystkie te rzędy cyferek można zastąpić równaniem niemal tak boskim i prostym jak równanie koła. Dodatkowo rozpatrując dwa orbitujące ciała jeśli jedno orbituje po elipsie - to drugie jest w ognisku tej elipsy.
To wszystko jednak jak wiemy dzisiaj jest nieprawdą, w tym sensie, że aczkolwiek model Newtona jest bardzo dobrym przybliżeniem zwłaszcza zjawisk w skali astronomicznej - to mamy model lepszy, to jest OTW. Która jest opisana niezwykle skomplikowaną matematyką, tak trudną, że większości równań w rzeczywistych sytuacjach nie da się rozwiązać analitycznie, można jedynie aproksymować wyniki. Tak więc tamta, Newtonowska matematyka i jej "wbudowanie" w świat poszło na naukowy śmietnik.