9136
Hyde Park / Odp: Pytam:
« dnia: Stycznia 28, 2016, 10:22:53 pm »Ci od kozetek twierdzą, że wszystko da się z człowieka wyciągnąć.
Nie mogłem uciec od tego skojarzenia...
"Miał przed sobą twarz mężczyzny patrzącego weń z natężeniem. Zdawało się, że w tej twarzy istnieją tylko oczy. Cofnięte pod okap wypukłego czoła, skryte pod potężnymi łukami brwi, wpadnięte w głąb czaszki. Płonęły i przewiercały Awaru na wylot.
- Mógłbym - przemówił mężczyzna niskim, płynącym z głębi piersi głosem - mógłbym ci pomóc.
Awaru uniósł brwi, aby okazać zdziwienie. Mężczyzna dotknął jego piersi wyciągniętym palcem.
- Jak się nazywasz? - spytał.
„Pierwsze pytanie - pomyślał Awaru - nie jest trudne, to jeszcze zostało przewidziane..."
- Shanti - powiedział głośno i raz jeszcze uśmiechnął się. - A ty? - zapytał.
Za plecami mężczyzny piętrzyły się głazy. Wąski przesmyk pomiędzy nimi nie dawał pewności ucieczki. W prawo otwarte zbocze prowadziło do ściany lasu. Wzdłuż niej kroczył człowiek, który oddalał się z każdą chwilą.
- Mniejsza o imię, jestem loki - rzucił krótko mężczyzna.
- Posłuchaj mnie teraz, Shanti - jego oczy patrzyły bez zmrużenia.
Awaru pochylił lekko głowę, uważnie słuchając uczynił mały krok skłaniając mężczyznę do postępowania obok. Oddalali się od dwóch siedzących pod kamieniem wyspiarzy i kobiety karmiącej dziecko.
- Skoro już wiesz, kim jestem - ciągnął mężczyzna - będziesz próbował uciec ode mnie, ale...
„Jest bardzo źle! - powiedział sobie Awaru. - Loki to nie imię, a ja nie wyobrażam sobie nawet, co to znaczy, może nazwa strażnika lub wojownika? Zdawało mi się, że znam ich język".
Przygryzł wargę, rzucił ukośne spojrzenie mężczyźnie. Loki patrzał teraz w dal, jego oczy jakby przygasły. Z rysów twarzy, o szerokim nosie, szerokich ustach i płaskim podbródku, Awaru próbował coś wyczytać, ale nieruchoma, nie zdradzała żadnych uczuć. Nie znalazł w niej wrogości, groźby ani też czujności lub choćby ciekawości. W tej twarzy, martwej jak maska, żyły tylko oczy.
- Obserwuję cię już dłuższy czas - podjął mężczyzna.
Las był jeszcze za daleko, aby rzucić się do ucieczki nie zwracając na siebie uwagi zbyt wielu ludzi.
- I odkryłem - mówił loki - że jest coś dziwnego w twoim zachowaniu się. Nie zaprzeczaj - dotknął przelotnie jego ramienia - z pewnością zachowujesz się nienaturalnie.
Awaru słuchał uważnie, krocząc z wolna w pobliże lasu. Schylił się, aby zerwać wyrośnięte źdźbło trawy i rzucić przy tym szybkie spojrzenie do tyłu. Nikt nie szedł za nimi.
- Sądzę - rzekł loki - że zaraz zechcesz mnie opuścić.
- Ja? - udał zdziwienie Awaru. Przestał się już uśmiechać, włożył w zęby zerwaną trawkę, zmrużył oczy. - Powiedz mi - zwrócił się nagle do loki - powiedz mi, dlaczego uważasz, że zachowuję się dziwnie?
- To proste - odparł loki - najpierw kryjesz się w trawach, potem bez żadnej obawy wychodzisz z nich. Rozglądasz się z taką ciekawością, jakbyś pierwszy raz otworzył oczy i ujrzał świat. A za chwilę przybierasz wyraz całkowitej obojętności.
Dwoje dzieci przecięło im drogę. Chłopiec i dziewczynka przebiegli w podskokach, trzymając za futro zwierzę biegnące pomiędzy nimi i wymachujące ogonem. Mężczyzna odprowadził ich wzrokiem.
- Nie masz także - powiedział - swojego sheri.
- Sheri? - zdziwił się Awaru. - Nie mam - dodał zaraz obojętnym tonem. To było też słowo, którego znaczenia nie znał.
- Tym bardziej właśnie jest w tobie coś dziwnego - rzekł loki - i, jeżeli pozwolisz, zadam ci kilka pytań.
„Jednak - pomyślał Awaru - nie wszystko stracone. Skoro chce pytać, to znaczy, że nie jest pewien podejrzeń. Spróbuję - postanowił - spróbuję mu odpowiadać, bo na ucieczkę jest jeszcze trochę czasu". Ogarnął spojrzeniem postać mężczyzny, dostrzegł jego zapadniętą pierś, chude ręce, cienkie nogi i kolor skóry świadczący o podeszłym wieku. Uspokoił się, to nie był przeciwnik zdolny go zatrzymać. Ale wtedy przypomniał sobie o tajemniczych sposobach używanych przez wyspiarzy w walce, sposobach, którym nikt się nie oparł. Ucieczka mogła być tylko ostatecznością.
- Spróbuję - odpowiedział - wysłuchać twoich pytań, loki.
- Czułem, że się zgodzisz - rzekł loki. - Gdy dowiem się czegoś o tobie, będę mógł ci pomóc...
„W czym? - zastanowił się Awaru. - Czyżby był zdrajcą, który chce pomóc obcemu?"
Usiedli na niewysokim pogórku. Awaru nie mogąc znieść spojrzenia mężczyzny patrzał w dal.
- Czy unikasz kogoś? - spytał mężczyzna.
- Kogo mógłbym unikać? - Awaru udał zdziwienie.
- Może wszystkich, może szukasz samotności?
- Samotności? Nie - odparł Awaru z wahaniem, jakby po głębokim zastanowieniu.
- Czy masz boleści?
Awaru podniósł brwi, coś zaświtało mu w głowie. Dziwny mężczyzna mógł być po prostu lekarzem.
- Powiedz mi, Shanti - loki przyciszył głos i pochylił się do ucha Awaru - powiedz mi, czy uważasz, że jesteś zupełnie zdrów na umyśle?
„Więc jednak, lekarz!" - powiedział sobie Awaru. Jął się zastanawiać, jak zakończyć rozmowę. Pytania były zawsze niebezpieczne, nawet te najbardziej niewinne, każde z nich mogło odsłonić niewiedzę Awaru i wzbudzić podejrzenia.
- Czy odczuwasz niechęć do życia? A może wszystko jest ci obojętne? - sypały się pytania. - Masz jakieś niepowodzenia?
- Nie, nie, nie - odpowiadał Awaru.
- A może miewasz przywidzenia, może dręczą cię złudzenia słuchu lub wzroku? Może sny, które nie dają ci spać?
- Właśnie! - podchwycił Awaru, bo wydało mu się, że o snach można mówić bezpiecznie. - Sny, mam je każdej nocy, ale nie budzę się z tego powodu...
To mówiąc podniósł się, a wraz z nim zerwał się z pagórka mężczyzna. Zaczęli iść z powrotem do skał, pod którymi grupki wyspiarzy szukały cienia. „Wespnę się na skałę - myślał Awaru - na którą on nie zdoła wejść za mną, albo położę się udając, że usnąłem".
- Mów mi o snach - powtarzał mężczyzna. - Czy śnisz czasami, że unosisz się w powietrzu?
- Oczywiście - odparł Awaru.
- Jesteś wówczas ptakiem czy też sobą, uniesionym w przestworza?
- Zdaje mi się, że sobą - mówił Awaru. - Lecę ponad ziemią, wokół jest ciemno, rozpościeram ręce, aby dać się unosić podmuchom wiatru, i nagle doznaję wrażenia, że to nie powietrze, ale woda, w której unoszę się jak ryba nad dalekim dnem...
Zbliżali się do skał. Awaru urwał, rozglądał się za miejscem, gdzie można by się zaszyć. Mężczyzna, jakby przeczuwając zamierzenia, chwycił go za rękę i zacisnął palce podobne do szponów.
- Mów! - rozkazał. - Dlaczego przerwałeś? Muszę wiedzieć, jaka ryba?
- Proszę cię - rzekł Awaru - zostaw mnie, opowiem to innym razem.
- Teraz! - nalegał mężczyzna. Jego oczy rozpaliły się jak żagwie i nie tłumił ich nawet blask południa. - Chcę wiedzieć teraz!
- Rekin albo... - zastanawiał się Awaru próbując odejść dalej.
- Rekin - powtórzył mężczyzna.
Postępując za Awaru nie zważał pod nogi, potknął się i przewrócił. Zanim zdołał się podnieść, uwolniony Awaru wsunął się za skałę i szybko obszedł ją dokoła. Tam przystanął szukając kryjówki, a kiedy rozglądał się, spostrzegł kroczącego w przeciwną stronę niskiego człowieka, którego twarz wydała mu się znajoma. Przez mgnienie oka zatrzymał na niej wzrok, wtedy okazało się, że ów człowiek również przystanął na jego widok.
Zza skały wybiegł loki i przypadł do Awaru.
- Jaka ryba - pytał natarczywie - mów, bo najważniejsze ze wszystkiego jest wiedzieć, jaka ryba!
- Rekin! - rzucił krótko Awaru.
- Więc powiedz mi teraz... - zaczął mężczyzna, ale nie dokończył. Niski człowiek o twarzy, która wydała się znajoma Awaru, podszedł i położył mu dłoń na piersi.
- Teraz odejdź, loki - powiedział głosem, który zabrzmiał twardo i stanowczo. - Oddal się i zostaw nas, kiedy będziemy rozmawiać. Zwrócił się do Awaru i ująwszy go pod rękę, pociągnął za sobą.
/.../
Za ich plecami, odległy o kilka kroków, klęczał loki. Podkradł się tam, pełzając na czworakach, ze wzrokiem wbitym w Awaru.
- Shanti! - syknął. - Czy z pewnością śniło ci się, że byłeś rekinem?
- Słyszałeś przecież, loki - warknął Wanyangeri, a jego powęźlona twarz skurczyła się gniewnie. - Przyszedłeś podsłuchiwać!
- Nie, nie! - zaprzeczył mężczyzna, wstał z ziemi potrząsając przecząco swoją wielką głową i cofając się na cienkich nogach, patrzał wyczekująco na Awaru.
- Powtórz mu to - rzekł Wanyangeri - bo nie da nam spokoju. Tutaj - dodał szeptem, który usłyszał tylko Awaru - nie mogę go nawet dotknąć palcem, inaczej już dawno by leżał z rozbitą głową.
„Obecność Wanyangeri - myślał Awaru - jest groźniejsza niż najbardziej podejrzliwego wyspiarza. Mieć go przy sobie to jak siedzieć obok jadowitego węża, nie wiedząc, kiedy ukąsi".
- Rekin - powiedział. - Pamiętam to dobrze.
Loki oddalił się, mówiąc coś do siebie i wymachując rękami. Wanyangeri splunął przez zęby w jego stronę.
- Życie - powiedział - byłoby niemożliwe, gdyby było tu więcej loki, a i tak wkręcają się wszędzie.
Mają imiona jak wszyscy, ale niechętnie ich używają, występują najczęściej pod wspólnym mianem loki. Zazwyczaj są to mężczyźni, chociaż trafiają się wśród nich i kobiety. Zajmują się badaniem ludzkich myśli i duszy. W tym celu zadręczają ludzi pytaniami, których nikt poza nimi nie jest w mocy zrozumieć. Nikt im w tym nie przeszkadza, ponieważ każdy w tym kraju robi, co mu się podoba, ale też nie są lubiani i zwykłą jest rzeczą unikanie spotkania z loki. Stąd też bierze się ich natarczywość. Nad wszystkim, czego dowiedzą się, przymyśliwają głęboko, a potem prowadzą dysputy z innymi loki."
"Maciej Kuczyński, "Atlantyda, wyspa ognia"