Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Q

Strony: 1 ... 578 579 [580] 581 582 ... 1089
8686
Hyde Park / Odp: Ogóry
« dnia: Listopada 09, 2016, 10:33:57 pm »

8687
Lemosfera / Odp: Powrót z gwiazd. Hal - Olaf. Wątek homoerotyczny?
« dnia: Listopada 09, 2016, 10:32:37 pm »
Z czystej ciekawości: czy mógłbyś podać okolice (kontekst, źródło) tej cytowanej wypowiedzi Mistrza?
Z góry dziękuję :-)

http://solaris.lem.pl/ksiazki/beletrystyka/powrot-z-gwiazd

8688
Lemosfera / Odp: Powrót z gwiazd. Hal - Olaf. Wątek homoerotyczny?
« dnia: Listopada 09, 2016, 10:04:28 pm »
Oczywiście można zacząć filtrować przez przez umysł pisarza i jego niekoniecznie słuszne czy niekoniecznie uniwersalne przekonania, tylko wtedy wpływamy na suchego przestwór oceanu. Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi.  ;)

Ja wiem? Lem skwitował wątek romansowy "Powrotu..." krótko:

"Romans w końcu mógł się skończyć jak w powieści, ale warunkiem koniecznym byłaby osobowość tej ukochanej narratora, a w istocie jest ona pustym miejscem."

Czyli wiemy dobrze co myślał na temat ;). A my tu tę pustkę wypełniamy...

8689
Hyde Park / Odp: Ogóry
« dnia: Listopada 09, 2016, 07:54:12 pm »
Się nakręciłeś... To ja pojadę nieco krotochwilnie... Otóż... Co ciekawe popkultura to ponoć przewidziała ;):
http://www.thedailybeast.com/articles/2016/08/14/the-many-ways-donald-trump-is-a-real-life-lex-luthor.html
https://www.inverse.com/article/5166-donald-trump-is-borrowing-from-lex-luthor-s-presidential-campaign-playbook

Przy czym - co jeszcze zabawniejsze - jak wiadomo, w tych komiksowych wszechświatach alternatywnych, w których Superman był nieobecny (bądź stał się zły) Lex Luthor okazywał się wybitnym przywódcą, filantropem, bohaterem, itp. Czyżby to sugerowało, że to będzie dobra prezydentura... o ile się jaki Superman nie objawi?  8)

8690
Lemosfera / Odp: Powrót z gwiazd. Hal - Olaf. Wątek homoerotyczny?
« dnia: Listopada 09, 2016, 04:26:29 pm »
Zapomnieliśmy o obłocznych kobietach;)

Fakt. A obie te Anny znacznie lepiej niż Eri wypadają.

Ale w sumie czym się rózni psyche Obłocznych od współczesnych?

A paroma rzeczami... Nie rozumieją pojęcia własności (ani po co ona komu), niezbyt sobie radzą (poza nielicznymi, co wystawiali się na ryzyko hobbystycznie, jak Ameta) w sytuacjach większych zagrożeń czy nawet przykrości (bo do czego innego przywykli) i serio uważają człeka za miarę wszechrzeczy (to rzucanie wszystkiego, bo jeden dzieciak wlazł gdzie nie trzeba).
Jasne - nie są w tym idealnie konsekwentni (vide scena śpiewania Międzynarodówki sławetna, bo naciągana, vide monogamia prawie pomnikowa - i b. łatwe jej odrzucenie ledwo nuda dokuczyła), ale...

Może Dukaj? Bo próbuje oderwać się od cielesności, człeka w człeku - tylko taka proza kończy się często bełkotem. Trudno to pogodzić.

Dukaj? Jak dla mnie najlepiej mu to poszło w początkach "Lodu".... Z tym, że ironia w tym, że Gierosławski nie myśli tam jak człowiek innej epoki za bardzo - choć prusowsko-reymontowski ma być - a raczej jak człowiek zdolny zrozumieć co pewne eksperymenty* mówią nt. tezy o wolnej woli... I konsekwentnie się tych wniosków trzymać.

* https://www.newscientist.com/article/dn23367-brain-imaging-spots-our-abstract-choices-before-we-do/

8691
Lemosfera / Odp: Powrót z gwiazd. Hal - Olaf. Wątek homoerotyczny?
« dnia: Listopada 09, 2016, 04:06:24 pm »
Ale pisarze sf nie są. Umieją wyjść poza epokę w opisie techniki, może niektórych obyczajów społecznych. Ale żeby umieć spójnie opisać psychikę człowieka przyszłości, to prawie nikomu się nie udaje. I mamy w książkach kosmonautów z XXII wieku z psychiką człowieka z połowy XX wieku. A, i jeszcze żeby było trudniej - przeciwnej płci niż pisarz.

Wiesz co jest zabawne? Najbliżej skonstruowania przekonującej psychiki człowieka przyszłości (niekoniecznie takiej, jaka się szykuje, ale jakoś tam (prawie) spójnej w ramach przyjętych założeń) był Lem... w... "Obłoku...". Zastanawiam się czy dlatego, że wtedy jeszcze takie modelowanie mógł uważać za możliwe, a potem mu przeszło i skupił się na czym innym. Czy  też wyobrażenie to to był produkt zbiorowego wysiłku prof. Schaffa i jego kolegów-marksistów, a Lem "tylko" ubrał je w swój literacki geniusz...

8692
Lemosfera / Odp: Powrót z gwiazd. Hal - Olaf. Wątek homoerotyczny?
« dnia: Listopada 09, 2016, 01:14:33 pm »
Jednak sądzę, że kobiety nie mają niczego wyłączonego - tango libido to wysoce osobnicza sprawa. Zresztą chyba nie ma czegoś takiego jak geny popędu.
Hormony - prędzej. Plus kilka okołoskładników.
Gdyby miały - nie byłoby seksu, tylko jednorazowy gwałt - dla potomności;)

Chyba jednak zacytuję coś tego Sawaszkiewicza.. Ale nie z "Eskapizmu" (tego Wam oszczędzę), a opowiadanie z - uważanego za jego opus magnum - wcześniejszego tomiku "Czekając". O tango libido jest, i o kosmicznych podróżach. B. apropośne ;). Nawet tytułowe coś a la bryt tam mają. I "Gigamesh"... czy tam "Gilgamesz"... się pojawia.

Jacek Sawaszkiewicz - Blokada

Mijał czternasty miesiąc. Po śniadaniu Klara przeszła do ogrodu sprawdzić działanie nowej mieszanki kompostowej. Nazwała ją „Klar”, może trochę z megalomanii. Szypszyna potraktowana „Klarem”, w ciągu tygodnia uległa wyszlachetniającej mutacji. Stała teraz dumna, obsypana kwiatem o barwie starego złota, najeżona kolcami, jakich nie mają nawet gatunki rosnące w strefie klimatów podzwrotnikowych.
Klara była usatysfakcjonowana. Praca nad syntezą mieszanki zajęła jej pół roku: wiele czasu skradzionego przymusowej, przeklętej bezczynności. Był to drugi od czternastu miesięcy sukces. Pierwszy odniosła w kwartał po starcie, gdy ostatecznie przekonała Teda o bezsensie jego zalotów. Zobaczyła go dopiero przed wejściem na pokład, acz komputer zestawił pary sześć tygodni wcześniej, i od razu poczuła doń niechęć: jej wzrostu, wilgotne grube wargi, ryże brwi i zapadnięta jak od ciosu broda. O oczach niewiele mogła powiedzieć prócz tego, że były wypłowiałe, maślane i - byle jakie.
Od ostatniej wspólnej kolacji, na której doszło do decydującej rozmowy, Ted zaczął jej unikać. Całe dnie spędzał w swojej pracowni. Widocznie ślęczał nad książkami albo po raz wtóry opracowywał swą nie dokończoną teorię przenikania pól stałozmiennych.
Klara uśmiechnęła się ironicznie, zerwała jeden z rozkwitłych pąków róży i delikatnie zanurzyła w nim nozdrza. Był pozbawiony zapachu. Obrzuciła krytycznym spojrzeniem ogródek zamknięty w czterech udekorowanych perspektywicznym mirażem ścianach i wyszła na korytarz.
Jak zwykłe po pracy zakończonej konkretnym osiągnięciem, czuła się odprężona, ale jałowa, co z kolei po krótkim okresie triumfu i satysfakcji wprawiało ją w nastrój przygnębiającego rozdrażnienia.
Nerwowo przemierzyła długi, wąski hol, zajrzała do konwersującej ze sobą sterowni, postała chwilę pod drzwiami od pomieszczeń hipotermicznych, a następnie, stąpając z determinacją po metalowych podestach, pomaszerowała w stronę laboratorium, by zażyć tabletkę uspokajającą. W gabinecie farmaceutycznym Klara bywała rzadko, raz lub dwa razy na początku podróży, kiedy to Arystokrata po udanym polowaniu na mechanicznego wróbla dostał niestrawności. Ted powinien być tu codziennie.
- Odszukała w wykazie grupę trankwilizatorów małych i zażądała paru gatunków leków o łagodnym działaniu kojącym. Z tabletkami w dłoni podeszła do gabloty przypominającej XIX-wieczną sekreterę. Przednią ściankę złożoną z prostokątnych szufladek sygnowanych nazwiskami pokrywała równomierna warstewka kurzu. Przegródka Teda była również od dawna nie otwierana.
Klara zawahała się. Potem niezdecydowanie dotknęła przycisku otwierającego. Szufladkę wypełniały równo ustawione słoiki. Tylko jeden z nich został opróżniony. Zawierał miesięczną dawkę. Pozostałe połyskiwały nienaruszonymi plombami. Zalała ją fala gorąca.
- Ted przerwał blokadę - szepnęła.
Wśród przegródek znajdowała się jedna z jej nazwiskiem. Zawierała 24 słoiki przeznaczone na dwa lata. Klara wiedziała, że każdy opatrzony jest pieczęcią: nie odczuwała potrzeby uciekania się do pomocy chemii. Natura tworząca jej organizm wykazała pod tym względem dużą dalekowzroczność.
Gdy przedstawiła swój pogląd technikowi montującemu gablotę, ten odparł z kpiącym uśmieszkiem:
- To na wypadek, gdyby coś się odmieniło...
Złożyłaby protest, ale za bezczelną odpowiedzią mogło się kryć orzeczenie Komisji Kwalifikacyjnej. Zdobyła się tylko na wzgardliwe wzruszenie ramion.
Zatrzasnęła szufladkę.
- Przerwał blokadę...
Nie, na pewno nie wiedziała, co to mogło oznaczać. Miała podejrzenia. Podejrzenia tak okropne, że na chwilę straciła nad sobą panowanie. Wsypała zawartość dłoni do ust.
Daleki brzęczyk czujnika sygnalizujący wykrycie roju skłonił ją do opuszczenia laboratorium. Wskoczyła na platformę pośpiesznego dźwigu i po pięciu sekundach była na najwyższej kondygnacji.
W drzwiach sterowni omal nie zderzyła się z nadbiegającym Tedem; on również nie chciał przegapić kosmicznych fajerwerków, które z rzadka urozmaicały monotonię podróży. Puściła go przodem, bo możliwość zetknięcia się z nim w ciasnym przejściu napawała ją wstrętem.
Przybyli za późno. Urządzenia powróciły już do normalnej pracy, a sczerniałe ekrany znowu zdobiły nieruchome iskry gwiazd. Indykator mocy wskazywał ilość energii zużytej przez miotacz.
- Szkoda - mruknął infantylnie Ted.
Poczuła jego wzrok utkwiony w okolicy jej ucha, irytująco natrętny, prawie namacalny. Stała nadal twarzą do monitora, jak gdyby bała się, że nieopatrznym ruchem sprowokuje do ataku skorpiona przyczajonego u jej stóp. Przerwał blokadę... przerwał blokadę... przerwał...
- Cześć - powiedział z nieśmiałym uśmiechem. - Nie widzieliśmy się od dłuższego czasu.
Ironizował, to oczywiste. Z pewnością ledwie panuje nad zmysłami. Przecież przerwał blokadę. Nie powinna wyglądać na bezbronną. Musi wyniośle spojrzeć mu w twarz, żeby zrozumiał, gdzie jego miejsce.
Wolno odwróciła się w stronę Teda. Ale on był już zajęty uzupełnianiem dziennika pokładowego.
W swojej pracowni szybko przyszła do siebie. Może pomogły jej środki uspokajające, może dobrze znane kąty i wiara w solidność drzwi zamkniętych od wewnątrz. Wyjęła z biurka magnetofon, włączyła zapis i usiadła na brzegu fotela. Potem zerknęła na chronometr wiszący w rogu pokoju.
*
- Czterysta dwudziesty szósty dzień podróży - powiedziała cicho. - Dzisiaj, w gabinecie farmaceutycznym, stwierdziłam...
W ciągu 36 lat życia Klara ukończyła trzy fakultety: stereochemię, biomechanikę i astronomię. Szczególne predyspozycje psychofizyczne zdecydowały, że znalazła się wśród dziesięciu par załogi statku badawczego „Gilgamesz”. Była panną i przez 36 lat ani razu nie poczuła najmniejszej ochoty do zmiany stanu cywilnego. Na własny użytek stworzyła teorię funkcjonowania psychiki ludzkiej oraz filozoficzno-psychologiczną koncepcję człowieka i kultury, koncepcję, której wygłoszenie w obecności Freuda niechybnie skłoniłoby go do złożenia kategorycznego protestu.
- Sądzę, że...
Zamilkła. Cofnęła taśmę, przesłuchała zapis i skasowała nagranie. Potem przeszła do łazienki. Stanęła przed lustrem. Skafander próżniowy opinał jej ciało szczelnie i bezpłciowo. Wielokrotnie chciała zmienić ten niewygodny strój na którąś ze swych długich, spiętych pod szyją sukien, ale kiedy przypominała sobie, jak idiotycznie i szokująco wygląda Ted biegający po statku w krótkich spodenkach i sportowym obuwiu, odkładała suknie na miejsce. Dzisiaj mogła być z siebie zadowolona.
Jeszcze raz dokładnie sprawdziła w lustrze stan wszystkich zapięć.
*
Czterysta trzydziesty pierwszy dzień podróży. Przez całe popołudnie zastanawiałam się, czy nie poinformować Ziemi o odkrytym fakcie. Wreszcie doszłam do wniosku, że nie ma sensu, bo chociaż to specjaliści, są zbyt daleko, żeby zrozumieć niebezpieczeństwo, poza tym to przeważnie mężczyźni... Pomyślą, że uległam patologicznemu wpływowi izolacji, że po rocznej walce przegrałam z próżnią, martwotą i samotnością, że histeryzuję... Zresztą nim nadejdzie odpowiedź, będę hibernować, a moje miejsce zajmie inna kobieta. Pozostaje działanie na własną rękę... Ale jak? Rozważałam, czy nie podawać Tedowi tabletek w posiłkach, ale za duże ryzyko, a zważywszy jego sposób i pory odżywiania, to wręcz niemożliwe.
*
Po śniadaniu Klara udała się do biblioteki. Siedziała tam prawie do obiadu, przeglądając mikrofilmy i kartoteki biograficzne.
Życiorys Teda był nieciekawy. W ciągu czterdziestu lat zaledwie trzy razy zawierał kontrakt małżeński. Pierwszy na cztery lata, następne po roku. Jako student tuż przed końcowymi egzaminami zmienił nagle zainteresowania i z cybernetyki przerzucił się na astrofizykę. Po otrzymaniu dyplomu pracował jakiś czas w obserwatorium, po czym znowu podjął studia. Tym razem prawnicze. Później był wolnym słuchaczem filozofii nauki. Nie doktoryzował się. Jego prywatną pasją była fotografika.
Klara odłożyła mikrofilmy. Zajmowanie się fotografiką uważała zawsze za podejrzane, zwłaszcza jeśli chodziło o amatorów. Uczestniczyła w otwarciu wystawy Ewa przyszłości i od tej pory miała o „tych ludziach” wyrobione zdanie.
Otrząsnęła się z obrzydzeniem. Oto, do czego prowadzi i czego pragnie męskie wyuzdanie. Męskie, bo na wystawie była znikoma ilość kobiet.
Przybyli tłumnie mężczyźni o twarzach koneserów wlepiali łakomy wzrok w trójwymiarowe fotogramy.
Poderwała się z fotela i wyszła śpiesznie, chcąc się pozbyć nieprzyjemnego mrowienia pleców. Postanowiła zajrzeć do swej uszlachetnionej szypszyny. Przechodząc obok pracowni Teda, usłyszała stłumiony hałas. Potem padło soczyste przekleństwo. Przyśpieszyła kroku.
*
Czterysta czterdziesty szósty dzień podróży.
Co może robić mężczyzna przez piętnaście miesięcy pozbawiony kontaktów z kobietą? Jakież to płaskie... Czy naturalnym odruchem jest dobrowolna izolacja? To jasne, że przerwał blokadę ze względu na mnie, miał nikczemną nadzieję... Jak on w ogóle mógł tak pomyśleć? Wprawdzie sądząc z opinii panujących w niektórych kręgach, mężczyzna po trzech żonach jest jeszcze żółtodziobem... Siedzi samotnie, zajęty wyłącznie sobą, co może oznaczać najgorsze, prawdopodobnie coś knuje... Jestem pewna, że knuje...
*
Połączenie czujnika z mechanizmem zegarowym zabrało Klarze trochę czasu. Nastawiła go na dziesięciominutowe opóźnienie. Wiedziała, że Ted nie przepuści okazji obejrzenia spektaklu kosmicznego.
Ukryła się w załamaniu korytarza. Brzęczyk czujnika odezwał się ostro. Ted wyskoczył na korytarz, jak gdyby od rana sterczał za drzwiami w pełnym pogotowiu. Ledwo zdążyła cofnąć głowę. Przez moment widziała jego porośnięte rudawym włosem, muskularne nogi. Wpadł do windy i odjechał.
Stała w kącie ze ściśniętym gardłem, dopóki kontury migających w jej wyobraźni nóg nie rozmyły się zupełnie. Zachowując ostrożność podeszła do pracowni Teda i tuż przy ościeżnicy w szparze obok przycisku otwierającego zamontowała mikroskopijny nadajnik. Następnie ruszyła do sterowni.
Ted stał nad pulpitem. Miał zawiedzioną minę.
- Znowu za późno - powiedział na jej widok.
Odwróciła głowę do ekranów. Iskrzyły niezmiennie niczym obraz rzucany przez epidiaskop.
- Dziwne - usłyszała głos Teda. Patrzył na indykator poboru mocy. - Żadnych zmian.
- Widocznie rój przeszedł bokiem - odparła obojętnie.
Ich spojrzenia zetknęły się na chwilę. Jego wyrażało bezradność.
Udaje, bezczelnie udaje - pomyślała Klara. - Paskudny hipokryta!
- Zapisać? - spytał niezdecydowanie Ted, otwierając dziennik pokładowy. - Incydent bez znaczenia...
Nie odpowiedziała. Spontanicznie zrodziła się w niej myśl, aby zagadnąć o jego hobby. Zwilgotniały jej ręce. Pokonując niedowład strun głosowych, zapytała cudzym altem:
- Nadal interesuje cię fotografika?
Popatrzył nierozumnie. Pytanie padło niespodziewanie. Nie miał pojęcia, czy kryło się za nim szyderstwo, dezaprobata lub nagana, czy afirmacja. A może chodziło o propozycję?
Gra uczuć na jego twarzy przyprawiła Klarę o szybsze bicie serca. Był zmieszany, zatem nie miał czystego sumienia. Pewnie fotografował sam siebie. Niewykluczone, że ubierał się w damską bieliznę...
- Nie - bąknął Ted. - Fotografika to eutanazja, utrupianie. Zdjęcia są martwe. Wpadłem na to dopiero tu, na statku, jak oglądałem rodzinne filmy. Zajmuję się teraz czym innym: powoływaniem do życia.
*
Czterysta siedemdziesiąty siódmy dzień podróży.
Powoływanie do życia... Łatwo sobie wyobrazić, jak na podstawie zdjęć buduje manekiny swoich trzech żon (nerwowe kroki). Dba o każdy szczegół, nie daruje nawet pieprzykom w najintymniejszych miejscach, doskonale słychać, jak ślini się z uciechy albo mówi przez zęby... A później następuje to najgorsze, szarpie się z nimi, imaginuje sobie ich opór, drze na nich suknie... (kroki urywają się). Wszystko słyszę! (Histerycznie): Słyszę, jakby to robił w, moim pokoju!
*
Arystokrata lawirował między jej obutymi stopami i pomrukiwał interesownie. Zapomniała o śniadaniu dla niego. Rano, po przełknięciu ostatniego kęsa, pobiegła do ogrodu: była najwyższa pora pomyśleć o zapyleniu kwiatów.
Pochylała się nad dumnym krzewem róży i dotykała ebonitowym pręcikiem wnętrz rozkwitłych pąków. Ta jednostajna czynność miała w sobie coś nieprzyzwoitego, wręcz wulgarnego.
Klara zbliżyła koniec pręta do oczu. Był pokryty delikatnym pyłkiem kwiatowym. Poczerwieniała gwałtownie. Po raz pierwszy w życiu pomyślała, że natura jest obrzydliwa.
Dreszcze przebiegły jej po plecach i pośladkach. Odepchnęła nogą kota i opuściła ogród. Zjechała na piętro, pod którym mieściły się już tylko ładownie. Odnalazła magazyn krawiecki. Pospacerowała między stojakami. Nie stwierdziła żadnych braków, a przecież Ted zużywał kilka sukien tygodniowo. W rogu, między ażurowym stelażem obwieszonym skafandrami a belą żaroodpornego materiału, dostrzegła regał wypełniony bielizną o frywolnym wykończeniu. Zdjęła jeden komplet i przymierzyła do siebie.
Potem zachichotała.
*
Pięćset dziewiąty dzień podróży.
Dzisiaj przez uchylone drzwi do jego sypialni zobaczyłam robota naprawczego, krzątał się przy wykoślawionym łóżku. Codzienne zaspokajanie zdrożnych popędów dało efekty. Dopiero później przyszło mi do głowy, że wszystko mogło być wyreżyserowane, celowo nie zamknął drzwi, chciał pokazać, że szykuje dla nas wspólne łoże, wzmacnia ramy, żeby wytrzymały ciężar nas obojga. (Chwila ciszy). Co za perwersja! (Chwila ciszy). Już teraz jest pewny swego... Osacza mnie... osacza…
*
Po południu Klara wzięła większą ilość środków uspokajających, zamknęła się w pokoju i położyła. Śniła, że umyka długim korytarzem, ścigana przez Teda. Niezgrabne buty utrudniały jej ucieczkę, Ted, ubrany sportowo, doganiał ją szybko. U góry zamajaczył czworobok włazu. Wspięła się po drabince i jak przez klapę na dach, wydostała na zewnątrz statku. Ted wynurzył się zaraz za nią. Upadła, a on stał wielki, nagi, pęczniejący z każdą sekundą i coraz czerwieńszy, jakby próżnia wysysała z niego krew. Wybałuszone oczy wystrzeliły mu z orbit i łakomie przylgnęły do jej piersi. Potem ręce... Rozpadał się...
Wieczorem Klara po raz pierwszy na statku zmieniła fryzurę. Całą noc robiła sobie wyrzuty z tego powodu. Zasnęła nad ranem.
*
Pięćset trzydziesty dzień podróży.
Przestałam mieć wątpliwości, wszystkie jego zabiegi zmierzają ku jednemu, inscenizuje nawet efekty dźwiękowe, nie kryje się, działa z coraz większą bezczelnością, jest pewny swego, zastawia sidła wolno i z wyrachowaniem, jakby celowo odwlekał moment ataku, bo to będzie atak... Do tego człowieka wszystko jest podobne, przyjdzie tutaj i weźmie mnie siłą... Może nawet dzisiaj, zaraz. Muszę się uzbroić, strzelę, jak tylko dotknie drzwi... (Westchnięcie.) Jeszcze pół roku...
*
Awaria była drobna. Klara wydała dyspozycje robotom naprawczym i wyszła z siłowni. Skręciła w stronę warsztatu. Starannie ułożone narzędzia, lśniące blaty stołów manipulacyjnych świadczyły, że używano ich raczej rzadko.
Pośrodku pomieszczenia na stalowej płycie spawalniczej stał prawie dwumetrowy trójnóg. Zaprojektowano go z myślą o dużym obciążeniu: był wzmocniony stalową kratownicą. Przednie, teleskopowe nogi umieszczone na zawiasach mogły przybierać dowolny kąt rozchylenia.
Klara wstrzymała oddech. A zatem nie wystarczał mu już tapczan! Szukał nowych rozwiązań dla realizacji swych rozpustnych planów. Była pewna, że ten stojak jest przygotowany specjalnie dla niej. Mimo woli spróbowała wyobrazić siebie przymocowaną do trójnoga. Skrępowana, ale bez knebla - on by sobie nie odmówił przyjemności słuchania jej krzyków...
Nie będę krzyczeć - postanowiła. Nie wydusi ze mnie słowa protestu. Niech sobie drze mój skafander, niech wpija ten maślany wzrok w moje bezbronne, obnażone ciało, niech... A potem go unicestwię...
Z walącym sercem i wypiekami na twarzy wybiegła na korytarz. Trochę pospacerowała po najniższym pokładzie, nim zajrzała do magazynu krawieckiego. Bezmyślnie przebierała w odzieży. Oglądała suknie, spódnice, bluzki. Wreszcie zdjęła z wieszaka jasnobeżową sukienkę. Podeszła do drzwi, uruchomiła zatrzask i wróciła przed lustro. Zrzuciła skafander. Ubierała się powoli. W sukience ledwie zakrywającej kolana czuła się jak w negliżu. Nałożyła lekkie, aksamitne pantofle o wąskich obcasach i potykając się wyszła z magazynu. Przemierzyła kilkakrotnie trasę od drzwi do dźwigu.
Nie spostrzegła, kiedy z windy wysiadł Ted. Był mocno zaaferowany czymś tylko sobie wiadomym. - O, cześć - powiedział na jej widok i minął ją skamieniałą, kierując się do warsztatu. Widocznie po swój trójnóg. Nawet nie zwrócił uwagi na jej nowy ubiór. «
*
Pięćset sześćdziesiąty drugi dzień... (Szlochanie.)
Nikczemnik! Podły nikczemnik!!
*
Na gałązkach pojawiły się zawiązki owoców. Klara patrzyła na nie z dziwnym uczuciem. Coś w niej narastało, miała zawroty głowy i mdłości.
Na klombie leżał porzucony pręt. Wydało się jej, że na jego końcu widnieją ślady pyłku kwiatowego. Kierowana niewytłumaczalną pasją popędziła do magazynu broni, chwyciła najbliższy sztucer i biegiem zawróciła.
W błysku plazmy krzew zapłonął jasno, skurczył się i spopielał. Powietrze zadrgało, żar uderzył ją w twarz. Nadal przyciskała spust. Arystokrata, który dostał się w zasięg rażenia miotacza, nawet nie miauknął. Zahuczała awaryjna wentylacja, w powietrzu fruwały płaty kopciu, spowity kłębami dymu ogród skwierczał od temperatury, tylko ścienny miraż pozostał klarowny.
Odrzuciła rozpalony miotacz i wyszła podniecona.
W łazience zdjęła odzież. Puściła strumień ciepłej wody. Myła się dokładnie, spłukując z ciała resztki sadzy. Potem ułożyła włosy i stanęła pod suszarką. Wycierała się wsłuchana w swe przyśpieszone tętno.
Z głośnika, z sypialni dobiegł trzask i kroki: Ted wszedł do swojej pracowni. Zamknęła oczy. Jego obecność stała się irytująco bliska. I nagle Klara stwierdziła, że ręka, która ją wyciera, nie należy do niej, że jest to ręka Teda, umięśniona, pracująca z lubieżną gorliwością, rozmyślnie igrająca, niespieszna...
Jego sapanie i pomruki słyszała tuż nad uchem.
Pełne pożądania, obiecujące rozkosze wszeteczeństw. Poczuła ciepło jego oddechu. Coraz zachłanniej oblewała ją fala gorąca. Zacisnęła mocniej powieki. I wtedy głośnik odezwał się chrzęstem dartego materiału.
Klara skoczyła do drzwi. W biegu narzuciła na siebie peniuar. Rozogniona pognała korytarzem.
Ted zakładał nowe płótno na sztalugi, kiedy do pracowni wpadła Klara. Zatrzymała się na progu. Miała rozchylone wargi i półprzytomny wzrok. Dyszała.
Ted przerwał pracę, wyjął z zaciśniętych zębów pędzel i spytał zaniepokojony:
- Siłownia...? Awaria?!
Klara postąpiła kilka kroków.
- Mam dosyć - szepnęła rozdygotana. - Och, mam dosyć!
Patrzyła na niego tak, że miał ochotę uciec.
- Ted, ja już dłużej nie mogę!
Szok kosmosu - pomyślał. Cofnął się.
- Przestań! - krzyknęła histerycznie. - Kończ wreszcie tę zabawę!
- Ale... - urwał. W jej rozszerzonych źrenicach dojrzał nieokiełzaną namiętność.
Klara podeszła bliżej. Pozbyła się koronkowego peniuaru.
- Jesteś przecież mężczyzną - zawołała zmienionym głosem. - Opętało cię pożądanie! Przerwałeś blokadę, żeby dopiąć swego! I dopiąłeś! A może wolisz z manekinami?! - zapiała ironicznie
- Blok... Ale...
Rzuciła się na niego. Runęli na podłogę zastawioną rzędami nieudanych portretów i pejzaży podartych w twórczej pasji. Chciał powiedzieć, że przerwał blokadę, by nie tłumić talentu i wyobraźni, ale zamknęła mu usta chciwymi wargami.
Leżał uległy, gdy zdzierała z niego ubranie...
*
Siedemset dziewiętnasty dzień podróży.
Dałam mu zastrzyk i położyłam do hibernatora, niech odpoczywa. Mnie także należy się parę dni rekreacji. Cztery szalone miesiące nadwerężyły moje siły... (Chwila ciszy.) Do końca podróży zostało jeszcze osiemnaście lat. Nie myślę ich marnotrawić. Spać powinni ci, którzy na Ziemi zaznali wszelkich uciech. Ponad trzydzieści sześć lat żyłam w nieświadomości, należy mi się teraz kompensata i odbiorę ją ze stosownym procentem.
Klara wyłączyła zapis. Patrzyła na szereg komór hipotermicznych ustawionych równo w przestronnej hali. Po lewej stronie leżały kobiety. Poszła tam. Ustawiła wskaźniki wszystkich dziewięciu zegarów budzenia na liczbę 20 i zablokowała. „Śpijcie, kochane. Wypoczywajcie po ziemskich trudach.” Następnie wróciła do spoczywających pod przezroczystymi kopułami mężczyzn. Przyjrzała się każdemu. Dziewięciu na pozostałe osiemnaście lat podróży.
- Spijcie - szepnęła czule. - Spijcie i nabierajcie sił.
Postała chwilę przy pierwszym, który za kilkanaście dni miał otworzyć oczy.
- Już niedługo - rzekła obiecująco.
Ruszyła do gabinetu farmaceutycznego zniszczyć zawartość poszufladkowanej gabloty.


(Oczywiście: Wielka Literatura to to nie jest, nawet w kategoriach SyFy 8).)

8693
Hyde Park / Odp: Ogóry
« dnia: Listopada 09, 2016, 12:04:10 pm »
Widać mam dobrych uszów ;).

8694
Ośmielę się zauważyć, że Ci to pamiętamy, i nawet się do tego niektórzy z nas odnosili ;):
http://forum.lem.pl/index.php?topic=1460.msg65029#msg65029

8695
Hyde Park / Odp: Ogóry
« dnia: Listopada 09, 2016, 10:44:54 am »
Cóż, całkiem rozsądnie podawał przyczyny, dla których tak się może stać... znany krytyk Busha-juniora, Michael Moore:
http://michaelmoore.com/trumpwillwin/
(Mówiąc w skrócie: zachodzi zjawisko b. podobne do tego, które niedawno obserwowaliśmy u nas - zmęczenie establishmentem i osobą Hillary Clinton w szczególności.)

8696
Tak poważnie doktor Gajewskiej trzeba pochwalić właśnie to Nowe, o którym chmura pisze. Można się zżymać na to, czy owo (co już - zresztą - czynicie ;)), ale dotarcie do pewnych nieznanych informacji i wydobycie ich na światło dnia to jest Przełom, przez duże P, pewna rewolucja w lemologii i mówieniu o biografii Mistrza. Sądzę, że tak właśnie będzie ta praca pamiętana i ten jej plus przeważy wszystkie możliwe minusy. Prekursorom wiele się wybacza, i - słusznie.

8697
Lemosfera / Odp: Powrót z gwiazd. Hal - Olaf. Wątek homoerotyczny?
« dnia: Listopada 09, 2016, 10:22:45 am »
Jestem pod wrażeniem !!!
Pani Pirxowa zainicjowała wątek o książce pani profesor Agnieszki Gajewskiej "Zagłada i gwiazdy. Przeszłość w prozie Stanisława Lema". Książka rzuca zupełnie nowe światło na postać Mistrza - w aspekcie narodowości, Lwowa, Holokaustu i losów późniejszych. [Sygnalizowałem na Forum zaistnienie tej książki w sierpniu, ale pies z kulawa nogą...] Wątek doczekał się - cytuję - "0 Odpowiedzi i 12 Wyświetleń".
Potem (albo na odwrót) Pani Pirxowa zainicjowała wątek homoerotyczny, chtóren NATYCHMIAST zanotował 82 Odpowiedzi i 694 Wyświetleń
To jest coś, albo i jezd cóś!

Naszło mnie kolejne skojarzenie... Otóż... W roku '80 śp. Jacek Sawaszkiewicz wydał (w czasie, który w rodzimym fandomie SF postrzegany był jako okres nieco martwy,bo to Mistrz przeszedł na dzieła afabularne i nie wydawał nic przez lat parę krom "Powtórki", Petecki wypaliwszy się przerzucił się na pisanie młodzieżówek, gwiazda Zajdla jeszcze nie rozbłysła) powieść "Katharsis" (która po prawdzie taka sobie była, acz sprawnie napisana, i fajna w lekturze) i witano ją wtenczas - na owym bezrybiu - jako objawienie. A potem, za lat kilka (gdy już Zajdel zasłynął, a Lem powrócił z ostatnimi - bez dwóch zdań wielkimi - Dziełami), dopisał Sawaszkiewicz powieści owej ciąg dalszy, który zwał się "Eskapizm" (i który został z miejsca rozjechany przez Oramusa, b. słusznie zresztą, bo grafomania to była pierwszej wody).
"Eskapizm" ów, zasię, traktował o tym co porabiał bohaterski astronauta z części poprzedniej, który z gwiazd zstąpiwszy, Misję wykonawszy, funkcjonował zasadniczo jako ta postać z opery mydlanej w willi siedząc, autami luksusowymi się rozbijając (wiadomo, taki pilot to elita Ludzkości, a elitom dobrze płacą), z żonami (byłą i obecną) się żrąc, po mordach kogoś tam piorąc, itp. itd.
I tak sobie teraz pomyślałem, dumając nad tą naszą dyskusją, że może to i dobrze, że Lem w swoje utwory tak mało wątków miłosnych ładował. Bo pewnie z co drugiego by się taki "Eskapizm" zrobił. Pewnie nie per se (bo w Mistrza jednak wierzę), ale w interpretacji nas - wiernych czytelników ;).

8698
Lemosfera / Odp: Powrót z gwiazd. Hal - Olaf. Wątek homoerotyczny?
« dnia: Listopada 08, 2016, 06:51:40 pm »
Chodzi o "brutalność" Hala i jej domniemane lęki.
Ona wcale się go nie boi, co zresztą werbalizuje. Jemu zaś się wydaję, że tak jest, choć to dzieje się wyłącznie w jego głowie, a ona go w tym podtrzymuje.
Mało tego, ona go uwodzi w sposób klasyczny, bazując na tym jego przewrażliwieniu - rozwiniętym "poczuciu odpowiedzialności". Podsłuchała kluczową rozmowę z Olafem, gdzie pojawił się wątek psychiki Hala i zauroczenia nią. Znała temat.
Mimo to, przyszła samotnie, pewnie w dezabilu, na basen, wiedząc, że on tam jest.
Tak postępuje osoba, która się boi?
Na basenie, choć mogła odejść, nie odchodzi i pozwala na pieszczoty. Zimna i milcząca ale bynajmniej, nie sparaliżowana lękiem. Nic na to nie wskazuje.

Wiesz co? Teraz mi się to jeszcze z jedną rzeczą skojarzyło. Z tymi osławionymi paranormalami (zwanymi też - dłużej - paranormal romance) gdzie to kobity ;) z wampirami, wilkołakami itp. jak piękna z bestią (odpryskiem tego pod realizm zamaskowanym jest ten sławetny "Earl Grey" czy jak mu tam ;), gdzie wąpierza przerobiono na młodocianego miliardera-sadystę, postać dalece bardziej życiową ;)). Znam kobiety z kręgów tzw. biznesowych co to poczytawszy takie historyje ;), a tkwiąc w średnio udanych małżeństwach zaczynały w romanse się wdawać, mocnych wrażeń szukać... I tak się zastanawiam czy z Eri nie jest podobnie (choć nic nie wiemy, by takie bzdurstwa czytała... chociaż... te bajki, któż wie jakie to bajki były? 8)), czy ona identycznych ekscytacji nie szuka. Bo, zobaczcie, tam jest jeszcze mąż, którego ona zostawia dość gładko, nie wiemy czy z poczuciem winy. A Bregga to się - na moje oko - ona jednak boi, chwilami nawet panicznie. Tylko... niekoniecznie jej to przeszkadza w czymkolwiek. Dostała bajkę na żywo i autentycznego potwora (bo Hal na tle betryzowanych to prawie jako ten wampir krwiochłonny) do kochania.
Boję się jednak myśleć co się stanie, gdy odkryje, że ten potwór - jak już niedobory z lat podróży międzygwiezdnej nadrobi - gotów również okazać się poczciwą ciapą (mimo muskulatury, dla której chciano w jego roli Schwarzeneggera osadzać).

Znaczy: mam wrażenie, że to nie jest zdrowy związek, z obu stron. Choć obojgu jakieś tam potrzeby zaspokaja.

8699
Lemosfera / Odp: Powrót z gwiazd. Hal - Olaf. Wątek homoerotyczny?
« dnia: Listopada 08, 2016, 05:01:10 pm »
U mężczyzn kultura niczego nie tłamsi? :o

Tłamsi, ale chyba mniej...

8700
Lemosfera / Odp: Powrót z gwiazd. Hal - Olaf. Wątek homoerotyczny?
« dnia: Listopada 08, 2016, 04:38:30 pm »
Może być...ale co można zaostrzyć w lince o haremie i cwelach? :-\

Czyli jednak nie wychwyciłaś do czego zmierzałem (abstrahując od tego, które z nas za to odpowiada ;))... Zauważyłaś (sensacyjno-tragiczno-obrzydliwy) koloryt sprawy, że tak powiem. Mnie chodziło o samo zjawisko wpływu nierozładowanego popędu na ludzi i ich zachowania... O podstawowy mechanizm, nie ekscesy, które generuje (choć, owszem, one pokazują jak poważny jest to problem)...

Mazieeeek...
Cytuj
Każdy facet ma ten sam główny napęd, jeśli o te kwestie biega. Napęd to bardzo starodawny.
Bo kobiety to go oczywiście nie mają. Tak jakoś się składa...wszystkie homoeteryczne?
Wyobraź sobie rakietę z samymi paniami.
Od jakiegoś czasu, przy czytaniu tego wątku otwierają mi się czemuś w głowie sceny z Seksmisji.  :)

liv, oczywiście masz rację, że dotyczy to obu płci. Z tym, że u kobiet bywa stłumione, kulturowo. Ale to insza inszość.

I prawdę mówiąc - jak przy wizjach SF jesteśmy - chyba wolę (pod tym, konkretnym, względem, bo całościowo przedkładam - oczywiście - Dzieła Lema nad "ST", gdyż oferują więcej od strony intelektualnej, artystycznej) od pruderii wschodnich utworów tego typu (która kończy się tym, że jak nie homoerotyzm w nich znajdujemy, to gwałty ;)), programową otwartość w tym względzie autorów zachodnich (w tym konkretnym wypadku tłamszoną potem przez Paramount, bo dzieci oglądają, ale to inna historia):


Wiem, tandetnie zagrane, ale o wydźwięk chodzi. Zresztą mogę tu przytoczyć jeszcze śmielsze wątki z Le Guin, Dicka, nowszego Banksa, albo zacytować po kim dostał drugie imię kapitan Kirk...*

* Co nie znaczy bym uważał, że te sprawy powinny być w centrum uwagi literatury SF, bo nie ma ważniejszych... Choć dopuszczam wyjątki - o ile ujęcie tematu będzie tak oryginalne jak w "Dniu milionowym" Pohla...

Próbuję sobie wyobrazić zachowanie astronautów płci męskiej, po powrocie na Ziemię

Chyba lepiej nie... Wspominałem kiedyś o panu Farmerze co to - do spółki z Dickiem - Mistrza z SFWoA wysiudał. Twierdziłem, że zasadniczo to grafoman, nadal twierdzę. Ale jeśli chodzi o sięgnięcie sedna, to chyba w tym wypadku był go bliższy niż Lem:
http://forum.lem.pl/index.php?topic=184.msg32984#msg32984
 ::)

Strony: 1 ... 578 579 [580] 581 582 ... 1089