Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Q

Strony: 1 ... 549 550 [551] 552 553 ... 1089
8251
DyLEMaty / Odp: Właśnie zobaczyłem...
« dnia: Marca 21, 2017, 06:33:51 pm »
Ależ jasne, że są różne poziomy tej (plotkarskiej) potrzeby i różne style jej zaspokojenia. Ja to celowo wyostrzyłem w okolice jarmarku i rynsztoka, ale przecież bazuje na podobnej ciągocie i - głośny lat temu parę - film "Jak zostać królem" ("The King's Speech"), któremu do rynsztoka b. daleko. (On również kosił nagrody, budził zachwyty, i także oskarżany był po cichu o to, że w sumie bazuje na schemacie plotkarskiej papki z życia sfer, tylko wysublimowanej i zmyślnie przyprawionej.)

A z nasączeniem pewno masz rację, że to duch czasu, czyli sorry, taki mamy klimat w tej dobie. Pamiętam również taki np. film "Primer" z roku 2004 (kiedyś wspominałem). Niezależne kino SF, jedna z najlepszych takich produkcji ostatnich dwu dekad (i ogólnie jeden z lepszych SFów jakie nakręcono; z tych rzadkich przypadków gdzie można oglądać bez wstydu i zażenowania). Teoretycznie o geniuszach co przypadkiem wehikuł czasu zbudowali, realizacyjnie bez większych zarzutów - w kategoriach ogólnych, nie SFowych, a zeźliłem się strasznie, bo okazało się, że jedyne zastosowanie jakie znaleźli dla swego wynalazku owi geniusze to jakieś giełdowe numery i prywatne świństwa, a w końcu wzajemne porachunki. I pokazane to logicznie, z żelazną dyscypliną, bez komiksowego zadęcia, co z tego, jednak, skoro jedyny owego filmu morał, że zwykły człowiek może dać koledze w zęby dziś, a geniusz - jak się postara - to i wczoraj.
Jednym słowem: tak, na to coś wygląda, że prozę, cienie, człowieczeństwa to potrafią teraz i ładnie pokazać, ale już to co poza ową prozę wykracza - niekoniecznie. Może to z pewnego ogólnogatunkowego zwątpienia w siebie wynika i dość powszechnych nihilistyczno-hedonistycznych nastrojów?

8252
DyLEMaty / Odp: Właśnie zobaczyłem...
« dnia: Marca 21, 2017, 05:23:57 pm »
A co sądzi szanowne zbiegowisko?

Sądzę, że ma to związek z pewną modą na tabloidyzację, czyli - mówiąc brutalniej - plotkarstwo. Ot, szeroką publiczność od dawna ciekawi zwykłe, codzienne, życie monarchów, artystów (i - może nawet częściej - "artystów"), milionerów, czasem nawet uczonych. I zdaje się, że istotniejsze dla niej jest nie to, co owe jednostki czyni - mniej lub bardziej - wyjątkowymi, czy wybitnymi, ale swoista frajda wynikająca z oglądania, że król też się kłócił z żoną, a genialny artysta również potrafił komuś dać w mordę na przykład. Ze świadomości, że ci wielcy dają się jednak sprowadzić do płaszczyzn dla statystycznego zjadacza chleba zrozumiałych.
Na tym bazuje cała prasa - nie obrażając Forumowych Pań - kobieca, mydło operowe ;), powieści - jak się kiedyś mawiało - dla kucharek, Pudelki-kundelki ;), itp. Że już o fenomenie celebrytfannizmu nie wspomnę.
I zdaje się, że ten - pełen realizacyjnych zalet - film, miał właśnie pokazywać, owej szerokiej publisi, Beksińskich jako celebrytów.

Najlepiej by to chyba podsumował Beksiński młodszy ::):
http://www.krypta.whad.pl/html/opowiesci_z_krypty/fin_de_siecle.htm

8253
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Marca 20, 2017, 03:04:06 pm »
Tu chyba pasuje ;) .

Pasuje :), bardziej niż większość tego co tu omawialiśmy w ciągu paru minionych lat. Takie widoki budzą te same estetyczne (podziw dla piękna i potęgi Maszyny) i intelektualne (refleksja nad tym jak TO działa, przechodząca w rozmyślania nad technologią , jej - przeszłym, obecnym i przyszłym - rozwojem, geniuszem jej twórców i sprawnością użytkowników) odruchy, jakie zwykła budzić klasyczna SF - od powieści Verne'a, przez twórczość Mistrza i Clarke'a, aż po starsze filmy (nieprzypadkowo wybranego na ekranizatora "Solaris") Camerona.

Tak pojęta SF stała się częścią realnego życia, i to już dawno temu*, tymczasem to, co dziś jako SF jest sprzedawane, nie ma z takimi wzruszeniami i refleksjami nic wspólnego, przypominając bardziej komiks czy inną bajkę dla potłuczonych, no ale tak się kończy to oderwanie od rzeczywistości, przed którym Mistrz SFiarzy ostrzegał...

* Pamiętam powieść "Lot Intrudera" Stephena Coontsa, dość głośne (acz nie tak głośne jak te Clancy'ego) czytadło militarne, napisane w latach '80, fabułę zaś mające osadzoną ok dwie dekady wcześniej. W odbiorze przypominało to "Pirxa", tylko gorzej napisanego (a przecie - z obecnego punktu widzenia - ten Intruder to stary rupieć, co w/w filmiki b. dobrze dokumentują):

   "Dziobowa katapulta na sterburcie zionęła kłębami pary. A-6 Intruder wystrzelił z pokładowego pasa startowego z rykiem, który ogarnął cały lotniskowiec, odbijając się od pogrążonego w mroku nocy morza. Krawędzie natarcia skrzydeł wbiły się w powietrze i maszyna zaczęła wznosić się w ciemność. Piętnaście sekund później nisko wiszące chmury całkowicie pochłonęły bombowiec. Po kilku dalszych minutach, wznoszący się ciągle Intruder, wydostał się z chmur. Pilot, porucznik Jake „Chirurg” Grafton, odwrócił wzrok od tablicy przyrządów i zamyślił się, wpatrzony w rozgwieżdżony firmament. Blada tarcza księżyca oświetlała zalegającą poniżej powłokę chmur.
    - Tylko spójrz na te gwiazdy, Morg.
    Podporucznik Morgan McPherson, BN - bombardier i nawigator w jednej osobie - tkwił po prawej stronie pilota z twarzą wciśniętą niemal w czarną osłonę ekranu radaru, osłaniającą go przed światłem z zewnątrz. Podniósł wzrok znad aparatury i zwrócił wzrok ku niebu.
    - Fajne - mruknął i ponownie zajął się swą rutynową czynnością, jaką było regulowanie jasności i kontrastu monitora radaru, na którym właśnie pojawiło się wybrzeże Wietnamu Północnego, rozciągające się przed nimi w odległości niespełna 125 mil.
    - Mam świeże dane o punkcie przekroczenia linii brzegowej.
    Wcisnął odpowiedni guzik na komputerze i mały świetlisty punkcik na VDI przesunął się pół centymetra w bok, podając pilotowi dokładne namiary miejsca, w którym Intruder miał wlecieć nad terytorium Wietnamu Północnego. Grafton, posłuszny tym wskazaniom, wykonał skręt o kilka stopni.
    - Czy kiedykolwiek, choć na chwilę, nie przestała cię trapić myśl, że za bardzo przyzwyczaiłeś się do tej roboty? Że nabrałeś cholernej rutyny?
    Morgan McPherson znowu się wyprostował nad osłoną radaru, spojrzał na gwiazdy rozsiane wysoko nad nimi i filozoficznie zauważył:
    - One są na górze, a my na dole... Dobra, zobaczmy lepiej, czy z naszym ECM wszystko w porządku.
    - Wiesz co, Morg? Cholerny z ciebie romantyk - skonkludował uwagę kolegi Jake.
    Grafton sięgnął do tablicy ECM, elektronicznych środków przeciwdziałania. Wspólnie zaczęli sprawdzać aparaturę za pomocą testu kontrolnego. Dwie pary oczu uważnie śledziły każdy świetlny impuls, zaś dwie pary uszu rejestrowały najcichsze nawet piśnięcie detektora fal radarowych. Aparatura ECM wykrywała fale wrogiego radaru i natychmiast je identyfikowała, podając odpowiednie dane załodze. Urządzenie to zostało zaprogramowane w taki sposób, by mogło zidentyfikować wszelkie emisje radarowe zagrażające samolotowi, a następnie wysłać obsłudze wrogiego radaru fałszywe echo. Upewniwszy się, że aparatura działa jak należy, lotnicy wyregulowali natężenie jej dźwięku tak, by był on słyszalny w słuchawkach, lecz nie zakłócał rozmów prowadzonych za pośrednictwem interkomu, jak również korespondencji radiowej.
    Lecieli w milczeniu, wsłuchując się w pojawiające się od czasu do czasu niskie tony komunistycznych radarów dalekiego zasięgu, przeczesujących pogrążony w mrokach nocy obszar. Każdy radar posiadał swój charakterystyczny dźwięk; na przykład impuls o niskim tonie wskazywał na radar dalekiego zasięgu; tony wyższe cechowały radary dozoru stanowisk obrony przeciwlotniczej, zaś upiornie brzmiący falset wskazywał na namiar bojowy baterii rakiet przeciwlotniczych.
    W odległości około 40 mil od północnowietnamskiego wybrzeża Jake Grafton obniżył nos Intrudera o 4 stopnie i jego A-6 rozpoczął powolne schodzenie na niższy pułap. Jake poczuł, iż pasy bezpieczeństwa przytwierdzające go do fotela są zanadto poluzowane, więc usadowiwszy się wygodniej, tak jak to robią kowboje w siodle, ściągnął je do oporu. Następnie polecił BN sprawdzenie wszystkich systemów uzbrojenia.
    McPherson odczytał listę systemów na głos, punkt po punkcie, sprawdzając jednocześnie, czy funkcjonują odpowiednie przełączniki i przyciski. Gdy doszli do ostatniej pozycji, Jake wygasił wszystkie światła pozycyjne samolotu i wyłączył IFF. Ta elektroniczna aparatura, zwana w żargonie pilotów „papugą”, emitowała sygnały, pojawiające się na monitorze radaru w postaci zakodowanego impulsu świetlnego. Kontroler lotu mógł więc stwierdzić, czy ma przed sobą własny obiekt, czy wrogi. Grafton ani myślał pojawić się w postaci, zakodowanego czy nie, impulsu na jakimś północnowietnamskim monitorze radarowym, dlatego też postanowił lecieć nisko nad ziemią. Dzięki temu fale odbite od jego maszyny nałożą się na te odbite od podłoża, znane jako echo ziemi.
    Pilot włączył mikrofon. Zaczęło działać urządzenie kodujące rozmowę.
    - Diabeł Pięć Zero Pięć, papuga uduszona. Brzeg za trzy minuty. Diabeł był radiowym kryptonimem dywizjonu, w skład którego wchodziły bombowce A-6.
    - Pięć Zero Pięć, przyjąłem - odpowiedział podniebny kontroler z pokładu dwusilnikowego samolotu wczesnego ostrzegania L-2 Hawkeye, który z umocowanym na grzbiecie kadłuba dyskiem obrotowej anteny radaru szybował wysoko nad Zatoką Tonkińską. Także ten samolot startował z pokładu lotniskowca.
    Intruder przygotowywał się do polowania, lecąc w całkowitych ciemnościach, chroniony dodatkowo przez echo ziemi przed elektronicznymi oczami wroga. Jake Grafton zamierzał lecieć tak nisko, jak tylko pozwalały mu na to jego umiejętności i nerwy, co w jego przypadku oznaczało naprawdę nisko.
    Po raz ostatni podążył wzrokiem ku mrugającym w oddali gwiazdom i w chwilę później mechaniczny ptak zanurzył się w chmurach, lecąc z prędkością ponad 800 kilometrów na godzinę. Jake czuł, jak mu gwałtownie rośnie poziom adrenaliny. Obserwował szybko zmieniające się wskazania wysokościomierza ciśnieniowego, co chwila spoglądając także na wysokościomierz radarowy, który otrzymywał dane z małego radaru umieszczonego w dolnej części kadłuba. Jake przez chwilę walczył z pokusą, by wyłączyć urządzenie, gdyż emitowane przezeń fale bardzo łatwo mogły zostać wykryte przez wrogi radar. Wysokościomierz ciśnieniowy podawał jednak tylko dystans, jaki dzielił ich od poziomu morza, nie zwracając uwagi na rzeźbę terenu. Na razie wskazania obu urządzeń pokrywały się idealnie, tak jak powinno być nad morzem.
    Na pułapie poniżej 600 metrów pociągnął lekko drążek na siebie, redukując prędkość opadania, zaś lewą ręką pchnął do przodu dźwignię ciągu, nadając silnikom wyższe obroty. Siedemset kilometrów na godzinę było ulubioną przez Graftona prędkością, podczas lotu „nad wierzchołkami drzew”. A-6 świetnie się prowadził przy tej właśnie prędkości i to pomimo podwieszonych pod skrzydłami bomb. Maszyna mogła przelecieć ponad głowami obsługi wrogich dział tak szybko, że ta nie była w stanie podążyć za nią wzrokiem, nawet gdyby przypadkowo udało się jej wcześniej dostrzec samolot w postaci ciemnego punktu na horyzoncie.
    Na wysokości nieco ponad 100 metrów nad wodą puls Jake’a Graftona walił niczym młot. Znowu znajdował się poniżej podstawy chmur, lecąc w absolutnych ciemnościach i kompletnej pustce rozciągającej się między morzem, a niebem. Jedynie mdłe czerwone światełka przyrządów pokładowych świadczyły o tym, iż poza kabiną też jest realny świat. Jake próbował wypatrzyć w ciemnościach wstęgę białego piasku pokrywającego wietnamskie wybrzeże, zwykle dającą się dostrzec nawet w najczarniejszą noc. Musi być trochę dalej, pomyślał. Czuł strużki potu skapujące mu po twarzy, karku, a nawet po oczach. Energicznie potrząsnął głową, równocześnie uważając, by dłużej niż na sekundę nie oderwać wzroku od małych czerwonych światełek na czarnej tablicy. Tuż pod nimi czyhało morze gotowe ich pochłonąć, gdyby tylko na kilka chwil zapomniał o prędkości opadania.
    Nareszcie dostrzegli plażę; znajdowała się nieco w lewo. Teraz liczyły się spokój i koncentracja. Blada wstążka była tuż pod nimi.
    - Jesteśmy nad lądem - zawiadomił Jake bombardiera. McPherson uruchomił lewą ręką stoper na tablicy rozdzielczej, zaś lewą stopą włączył mikrofon.
    - Diabeł Pięć Zero Pięć, suche stopy. Diabeł Pięć Zero Pięć suche stopy.
    Natychmiast odpowiedział mu kontroler z L-2:
    - Pięć Zero Pięć, tu Czarny Orzeł. Zrozumiałem. Suche stopy. Udanego polowania.
    I znowu cisza. Po zakończeniu akcji, podczas powrotu nad morze, ich meldunek brzmiałby „mokre stopy”. Grafton i McPherson byli świadomi tego, iż od tej chwili muszą liczyć wyłącznie na siebie, gdyż radar umieszczony na L-2 nie był w stanie bez wspomagania ze strony aparatury identyfikacyjnej IFF odróżnić echa wysyłanego przez A-6 od echa ziemi.
    Jake dostrzegł ryżowiska skąpane w bladej poświacie księżycowej, która tu i ówdzie przebijała przez chmury. Szpeniom od pogody przynajmniej raz udała się prognoza, pomyślał."

8254
Hyde Park / Odp: Tabula Rasa
« dnia: Marca 19, 2017, 04:11:29 pm »
Ty się śmiejesz, a moje koty (konkretnie: jedna czy dwie kocice, czarne, co ciekawe ;) ) faktycznie potrafią kawę z kubków podpijać  8).

8255
DyLEMaty / Odp: Jacek Dukaj
« dnia: Marca 17, 2017, 09:59:37 pm »
Lemologię już mamy, teraz i dukajologia się rozwija:
http://wyd.ug.edu.pl/oferta_wydawnictwa/62319/doswiadczenia_dukaja

olka, kupisz? ;)

ps. Ciekawi mnie ile razy w tych "Doświadczeniach.." padnie nazwisko Lem...  8)

Edit:
I jeszcze się okazuje, że "Lód" idzie na eksport właśnie ;) (zresztą zasłużenie - zdarzało mi się J.D. krytykować, ale mam wrażenie, że od współczesnych mu piszących SF Zachodniaków, nawet tych cenionych, jest lepszy):
http://www.fantastyka.pl/informacje/pokaz/783
(Ciekawe kogo zatrudnią w roli tłumacza? Kandel by się nadał.)

8257
Prezentacje maturalne / Odp: Lem - co można jeszcze napisać?
« dnia: Marca 17, 2017, 11:50:51 am »
Taak, koty w twórczości Lema jako Opakowie, czyli obecne przez nieobecność ::).

(Przy okazji można - w ramach obecnej mody na komparatystykę lemowsko-dukajowską - "Ponieważ kot" w wywód wmieszać, i dowodzić, że koty są u Lema w ten sposób (nie)obecne, bo same tego chciały ;).)

8258
Prezentacje maturalne / Odp: Lem - co można jeszcze napisać?
« dnia: Marca 17, 2017, 11:40:53 am »
Witaj :).

Nie jestem pewien czy ktokolwiek usiłował - poniekąd wbrew narzucającej się jako oczywista optyce - interpretować "Bajki..."/"Cyberiadę" (wraz ze wszelkimi "Powtórkami" i "Zagadkami") jako pewien projekt prognostyczny i - mówiąc modnie - worldbuildingowy. Tj. skupiając się nie na humorze, nie na językowych zabawach, nie na grach z SFowymi i baśniowymi konwencjami, nawet nie na pojedynczych genialnych pomysłach (jak demon drugiego rodzaju, Prawo Gargancjana czy smokologia probabilistyczna), ale na "rzeczywistości" za "Bajkami..." (etc.) starał się potraktować ów pozostający w niedopowiedzeniu roboci kosmos, który niby zrodził te opowieści (tak, nie sam świat "Cyberiady", ale jego meta-świat, którego ten pierwszy jest, przekłamanym przez cybernetycznych bajarzy, odbiciem), jako pewną - godną poważnych analiz - futurologiczną wizję transhumanistycznego wszechświata przyszłości, antycypującą podobne dukajowo-eganowskie literackie światy (i lepszą :P).

Z pewnością pole do popisu duże, acz i zadanie dość karkołomne (wyindukuj sobie bazując na baśni świat realny ;)).

8259
Hyde Park / Odp: POWRÓT DO ZMYSŁÓW DRACO VOLANTUSA
« dnia: Marca 16, 2017, 12:34:35 pm »
Neel Kashkari

Ciekawy pan:
https://en.wikipedia.org/wiki/Neel_Kashkari
Nawet film o nim zrobili ;):
https://en.wikipedia.org/wiki/Too_Big_to_Fail_(film)

to jest trochę zdeczko bardzo tak że jak chcesz przeciwdziałać zwiększaniu się wpływów i możliwości działania i ingerencji w procesy zachodzące na skalę globalną różnych ludzi którzy już tak naprawdę mają wpływ i możliwości działania i ingerencji w procesy zachodzące na skalę globalną to trochę zdeczko bardzo się narażasz im, a to nawet mogą być ludzie dla których zabić Cię byłoby jak splunąć, ale z drugiej strony jak tu odstawiać manianę ze wszystkimi innymi świrami, chyba bym nie mógł po nocy spać, a nie móc spać po nocach to chyba już chyba lepiej nie żyć.

Nie wiem czy to właściwe skojarzenia w tym momencie, ale jak o świrach i przeciwstawianiu się wpływowym mowa, to automatycznie mam przed oczami sceny z trylogii "Illuminatus!" Robertów Shei i Wilsona, i komiksu "The Invisibles" Morrisona (Granta, nie Jima). Tam to dopiero rozkosznie antysystemowe świry były. A i autorzy z tej samej parafii:
https://magivanga.wordpress.com/2012/09/10/nie-wierz-w-nic-wywiad-z-robertem-antonem-wilsonem/

8260
Hyde Park / Odp: Właśnie stworzyłem...
« dnia: Marca 16, 2017, 11:49:49 am »
widzę że drugi link z 15 marca zniknął, ciekawe bo o czymś podobnym dzisiaj napisałem.

Zniknął, bo się tego autor wpisu domagał:
http://forum.lem.pl/index.php?topic=957.msg68115#msg68115
(Jak widać, jednak, w drugim miejscu na Forum jest.)

za sto lat wszyscy ludzie na ziemi będą obojętni wobec tego co który lemofil o czym myślał, ludzie mój watek będą jak ciekawe posty na forum czytać :X

Akurat na podstawie zawartości wątku "Co wymyślił Lem..." ma zestawienie wszelkich aktów Lemowego profetyzmu powstać (tak, jest szczególny! ;)), jest więc jakaś szansa, że w odmętach czasu nie przepadnie ;).

8261
Lemosfera / Odp: Wokół Lema się dzieje
« dnia: Marca 15, 2017, 10:41:49 pm »
Kto by pomyślał, że takie pytanie w tych, jak im tam, padnie (i to za tytułową bańkę!):
https://www.facebook.com/336888618607/photos/a.10151434888933608.498481.336888618607/10155032263578608/?type=3&theater

8262
Organizacja forum / Odp: [SPRAWY ORGANIZACYJNE]
« dnia: Marca 15, 2017, 06:26:52 pm »
nikt z Forumowiczów, których prosiłem o opinię, nie odezwał się, co z jednej strony mnie raduje (opinie trzech wiadomych adwersarzy okazały się odosobnione), z drugiej zaś martwi (szczupłość aktywnego Forum).
Podtrzymując absolutnie wszystko to, co 11 dni temu napisałem we wpisie i odnośnikach (zwłaszcza to, że przez osiem lat nikt ani razu nie zwrócił mi uwagi na naruszanie Regulaminu)

Primo: milczenie samo w sobie nie oznacza poparcia (dla którejkolwiek ze stron), raczej niechęć do mieszania się w sprawę, przynajmniej jawnego. (Nie oznacza też szczupłości składu Forumowiczów, raczej sugeruje... hmmm... nieistotność dla nich całej tej historii - bo na inne tematy jakoś się wypowiadali.) Warto tu też jednak odnotować, że jakoś nikt nie darł szat w histerii i nie krzyczał "Remuszko, Kochamy Cię, a tylko wilki wbijają szpilki!".
Secundo: tezę o braku zwracanej uwagi można skomentować tylko tak:

Bo - jeśli wygłoszona ze szczerym przekonaniem - dowodzi absolutnego braku zdolności zauważania w wypowiedziach rozmówców jakichkolwiek akcentów krytyki (póki ta ostatnia nie stanie się brutalna)*. Jak widać i łopatologii czasem za mało (a potem zdziwienie, że ktoś nie wytrzyma i batem potraktuje).

* Bo i w - przywołanej jako życzliwa - wypowiedzi liva były:
Co nie znaczy, że nadaktywność Rema w innych wątkach nie jest irytująca - bo jest, ale przecież nie ma obowiązku go czytać, czy komentować.
Mimo wielu wad, jego pisanie aż tak dużo miejsca nie zabiera

Ale jeśli wnioski w istocie zostaną wyciągnięte i konsekwentnie wprowadzone w życie (mniejsza aktywność, więcej treści), to może i sprawdzi się zasada, że z fałszu może wynikać prawda.

Rozumiem, w każdym razie, ze wreszcie kończy się melodramat, a zaczyna normalne Forumowe życie?

8263
Hyde Park / Odp: Sprawy różnakie
« dnia: Marca 15, 2017, 04:17:07 pm »
Wojny powietrznych gangów (było coś takiego w jakimś SF? ;)) trwają ;). Od jakichś czterech dni mazurki (latające zwykle po trzy, cztery, rzadziej po dwa, pojedynczo prawie wcale) tak obstawiły teren, że modre prawie się nie przeciskały (jedna raz na ileś godzin się pojawiała i zwykle nie było jej dane skubnąć jadła, tamte nie dopuszczały).
Dziś się to zmieniło... Właściwie jeszcze wczoraj włączyły się bogatki, dopchać się próbując, ale nie miały szans... A teraz zwrot akcji... Siedzi, widzę, modry boss nieniepokojony i żre. Nadlatuje bogatka, większa od niego, lotem koszącym, jak myśliwiec... Ustąpił! Nie nacieszyła się zwycięstwem, mazurki nadleciały, uciekła. Mazurki siadły, jak to one, jeść, boss wrócił, skubnął jedzenia z nimi, nawet go nie goniły, ale nerwy mu puściły, wyrwał grudkę tłuszczu dziobem i z nią zwiał. Tymczasem nadleciała kolejna modraszka, malutka jak pół bossa, wczepiła się w siatkę zawierającą karmę pazurkami i jadła, jadła, i jadła... Mazurki tak zdziwione, że jej pozwoliły. Odleciała po dłuższym czasie, syta...
Tylko bogatek szkoda. Choć jakoś sobie radzą, bo przypakowały gdzieś na uboczu, zanim wróciły walczyć o teren ;), duże są jak te mazurki. Trzeba im będzie - choć śniegu od dawna nie ma, i bez tego daczą radę - jakąś czystą, bez ziarna, słoninę przywiesić. Dla mazurków będzie nieatrakcyjna. Taki finalny prezent na pożegnanie zimy.

8264
Hyde Park / Odp: Ogóry
« dnia: Marca 14, 2017, 09:54:30 pm »
Będzie ogórkowo i ironicznie... (Trochę mnie draco zainspirował.)

Kojarzycie popularne swego czasu w kręgach (m.in.) SLDowskich* (ale nie tylko - np. wśród zwolenników koncepcji smoleńskiej maskirowki też**) teorie spiskowe, że PO i PiS tylko symulują konflikt na użytek elektoratu (ew. nieprzyjaznych rządów zagranicznych), a faktycznie działają w ścisłym porozumieniu, realizując jedną politykę?

* Vide poniższy - odwołujący się do nich - plakat:


** Kto pamięta ten sławetny tekst (wrzucam kopię z dość specyficznej strony, oryginał chyba przepadł)?
https://wirtualnapolonia.com/2012/06/25/dalszy-ciag-sprawy-bloggera-free-your-mind/

Jak czytam takie doniesienia medialne:
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Donald-Tusk-wcale-nie-byl-pewniakiem-Na-jaw-wychodza-napiete-relacje-z-Angela-Merkel,wid,18724843,wiadomosc.html
Naprrawdę bardzo chciałbym wierzyć, że faktycznie nasi cwaniacy tak mistrzowsko rozegrali w duecie Merkel i całą Unię...* I teraz mają pełnię władzy w Polsce i w Europie... (Bo to by taki patriotyczny i podniosły, krzepiący serca scenariusz był...)

* Jak na tej okładce:


...ale jakoś nie wierzę...

8265
Lemosfera / Odp: Poglądy polityczne Mistrza
« dnia: Marca 14, 2017, 01:57:37 pm »
Kiedy nie jestem pewien co tu przyczyną, co skutkiem. Bo mam wrażenie, że napatrzenie się zarówno na realny socjalizm (godzien, jak widzieliśmy, spławienia do Bałtyku w Mistrzowej ocenie), jak i - w czasie krótkiej emigracji - na dobrodziejstwa Zachodu (a potem, w czasie transformacji, na ich nadwiślańskie odpowiedniki) zaowocowało takim postrzeganiem naszego gatunku przez Lema. W końcu najmroczniejsze "Fiasko" powstało - owszem - w cieniu stanu wojennego, czego też nie pomijam, ale w kapitalistycznej Austrii, na kapitalistyczny rynek niemiecki (który Mistrz ledwo co poznał z autopsji w Westberlinie goszcząc).

Strony: 1 ... 549 550 [551] 552 553 ... 1089