Kant miał moim zdaniem więcej współnego z empirią niż Comte - ten z nauki chciał uczynic religię, tylko że empirycy jakos zdają się tego nie dostrzegać.
Dlatego też wymieniłem Comte'a na szarym końcu... Za ten sam "rewolucyjny zapał"
, którym z lubościa popisuje się na tutejszym Forum.
Co do pozostałych, to każdy z nich ma jakieś cząstkowe zasługi, ale i błędów u nich też nie brakuje.
Ależ oczywiście, a atakuję ich tak pryncypialnie tylko dlatego, że przez wieki tak ślepo ich chwalono... Mogę sobie pokrzykiwać "Platon to dureń", ale oczywiście:
1. działał on w czasach znacznie bardziej pionierskich,
2. samodzielnie w życiu nie doszedłbym do tak głębokich wniosków na niektóre termaty do jakich on doszedł.
Co oczywiście nie znaczy, że zgadzam się z jego filozofią (acz była na tyle ciekawa, że zgłębiałem ją w młode lata z zapałem)...
Dla nauki Arystoteles zrobił znacznie więcej niż Demokryt.
Ale też i solidnie zatruł jej ducha, skoro w kręgach naukowych "arystotelik" robi teraz za cięzką obelgę. (Zresztą jego znaczenie może wynikać z tego, że prace Arystotelesa zachowały się znacznie lepiej...
Jeśli nie bęziesz się przejmowałl dlaczego działa (co jak twierdzisz czynią nauki szczegółowe), to będziesz musiał przystać na i na astrologie i na uzdrowicieli. Jednocześnie nie będziesz mógł z "działania" wyciągać uogólnień i wniosków. To się więc tylko tak prosto mówi.
Najpierw jest obserwacja, ale przed obserwacją są zmysły i układ przetwarzający - one są warunkiem obserwacji i wcale nie muszą być wobec świata empirii obiektywne.
Chwila, moment... Zależy o jakim znaczeniu tego "dlaczego" mówimy. Bo jeśli o tym, że widząc pewne korelacje statystyczne dochodze do wniosku, że coś jest przyczyną, a coś skutkiem (i empirycznie to potwierdzam), to owszem nauki szczegółowe zajmują się "dlaczego", jeśli natomiast nie mogąc znależć przyczyny danego zjawiska uciekam się do zbudowania (jak większość filozofów) oderwanej od empirii (lub zgoła niedowodliwej) rozbudowanej koncepcji, to za takie "dlaczego" dziękuję...
Polecam Kanta.
Czytałem, bo słyszałem, że to tzw. "wielkie nazwisko" i nie powiem, że znów głupi, ale swoim "dowodem na istnienie Boga" (jego sofistycznym charakterem) ubawił mnie do łez, choć wiele tych dowódów czytałem. (Wolę juz Akwinatę, usiłował wpisać Absolut w świat empirii.)